Reklama

MotoGóry: Droga na szczyt

13/10/2013 00:00
Ernest Jóźwik z Zambrowa i jego kolega Tomasz Sulich na Kaukazie. Dziś 5. część relacji - opis wejścia na najwyższy szczyt w Iranie i jednocześnie najwyższy wulkan w Azji - Damawand (5761 m n.p.m.). W poniedziałek szósta (prawdopodobnie ostatnia przed powrotem) relacja opisująca powrót do granicy irańskiej i przesiadkę z autokaru na motocykle.

Z Teheranu Tomek i Ernest wybrali się taksówką w stronę miejscowości Rayneh. Ich kierowca, Monsour, co jakiś czas musiał pytać o drogę miejscowych. Z ich pomocą oraz małym udziałem nawigacji nasi przyjaciele dotarli do Polor, gdzie znajduje się placówka Irańskiej Federacji Górskiej. Tam dowiedzieli się, że muszą wykupić pozwolenie na wejście na szczyt za 50 dolarów od osoby. Jednocześnie otrzymali mapę i dowiedzieli się, z którego miejsca startować.

Wędrówkę rozpoczęli od przełęczy Bifurcate Maadan, położonej 2450 m n.p.m. Początkowo szli w górę szutrową drogą. Nie skorzystali z oferty podwiezienia terenówką za kolejne kilkanaście dolarów, lecz po niespełna 200 m wędrówki zatrzymał się obok nich samochód terenowy, który wyglądał jak Land Rover Defender, a nazywa się Payzan. Podróżował nim kierowca i młody Afgańczyk. Zaoferowali naszym rodakom podwiezienia za darmo, tak więc Tomek i Ernest skorzystali z zaproszenia. W czasie jazdy szybko doszli do wniosku, że wcześniej przyjęty plan nie jest do końca idealny. Mężczyźni jadący terenówką zaproponowali, że zamiast dowieźć Polaków do meczetu Saheb al Zaman (3020 m n.p.m.), z którego zaczyna się szlak do base campu, urządzą wspaniały offroad.

- „Terenówka pnie się coraz węższą i bardziej dziurawą drogą nieustannie do góry. Kierowca co jakiś czas załącza napęd na cztery koła. Niektóre zakręty pokonujemy na trzy razy, jest tak ciasno. Po mojej stronie za oknem widzę głównie przepaść, jeden błąd kierowcy i lecimy bez szans na cokolwiek. Mijamy kilka osad pasterskich i w końcu dojeżdżamy do końca drogi. Tu nasz kierowca pokazuje nam którędy dotrzeć do schroniska. Nie dość, że oszczędziliśmy mnóstwo energii, to startujemy teraz z pułapu 3700 m n.p.m., dzięki czemu mamy do pokonania już tylko 500 m przewyższenia. Jest tylko jeden mały problem – sami wyznaczamy sobie szlak.” - opisuje tę niezwykłą przejażdżkę Tomasz Sulich - „Poza początkowym fragmentem, gdzie mamy do pokonania spory żleb, droga nie jest trudna. Za to męcząca, ciężar plecaków daje się we znaki, podobnie jak rosnąca wysokość. Po kilku godzinach w końcu docieramy do schroniska 3 Bargah”.

Po dotarciu do schroniska Tomek i Ernest spotkali dwóch Polaków i Słoweńca. Namiot rozbili na niewielkim wypłaszczeniu. Zaplanowali, że wstaną o 4 raną i ruszą w kierunku szczytu.

Jak to jednak często w wyprawach Ernesta bywa, plan uległ lekkiej modyfikacji i ... ruszamy 15 minut po szóstej. W górę wybrali się razem ze spotkanymi Polakami i Słoweńcem.

- „Poranny mróz daje się we znaki, szybko kostnieją dłonie i stopy. Słońce wstaje powoli gdzieś za granią i kiedy w końcu jego promienie do nas docierają robi się minimalnie cieplej.” - opisuje Tomek - „Droga od schroniska prowadzi żlebem, z którego w końcu wychodzi się na grań. Do pewnego momentu wszyscy pięcioro idziemy w miarę blisko siebie. Na 4800 m n.p.m. robimy z Ernestem przerwę na śniadanie. Wtedy pozostała trójka zostawia nas w tyle. Po śniadaniu ruszamy dalej, po jakimś czasie Ernest zostaje w tyle. Z grani schodzimy w kolejny żleb. Nie ma tu wyraźnego szlaku, więc samemu trzeba sobie wybierać drogę. Podłoże jest fatalne, osuwający się piach i kamienie. Każdy niepewny krok kończy się zmarnowaniem energii na złapanie równowagi i nie osunięcie się. W końcu docieram do lodowca, mijam go z prawej strony. Kiedy jestem u jego końca, w dole widzę schodzącego Słoweńca. Gość ma niesamowitą kondycją, szczyt zaliczony i niemal biegiem idzie w dół.” - pisze Tomek.


Tomek, zostawiając Ernesta w tyle, zdecydował się odbić w kierunku skał, aby mieć pewniejszy grunt. Po drodze minął lodospad. Wówczas już wiedział, że jest na około 5000 m n.p.m. Gdy doszedł na małe wypłaszczenie przed szczytem, spotkał rodaków już schodzących w dół. Wówczas dowiedział się, że przed nim co najmniej półtorej godziny do celu. Ponieważ nie widział już Ernesta, zaczął się zastanawiać czy dalej idzie.

- „Wydolność mojego organizmu jest już drastycznie mała, robię kilka kroków i staje. I tak co chwilę. Do tego coraz mocniejszy wiatr utrudnia złapanie oddechu. W powietrzu coraz wyraźniej wyczuwam zapach siarki. To co z dołu wzięliśmy za unoszony wiatrem śnieg okazuje się być wyziewami wulkanicznych gazów. Po 40 minutach o 14:40 staję na szczycie – 5671 m n.p.m.! Jest dobra godzina więc trochę się rozglądam, robię zdjęcia. Liczę, że może zaraz dojdzie Ernest. Przez chwilę próbuje namierzyć otwór, z którego wydobywają się opary. W pewnym momencie wiatr zawiał tak, że znalazłem się w siarczanej chmurze. Prawie się osunąłem. Szybko zmieniam miejsce. Przebywanie na szczycie zaczyna mnie coraz bardziej osłabiać. Za to widoki są przednie. Gdzieś tam pod warstwą chmur jest Morze Kaspijskie.” - opisuje swój pobyt na szczycie Tomek Sulich.

Po 40 minutach Tomek stwierdził, ze musi schodzić. Około godziny 15.30 spotkał Ernesta, który był jeszcze około 40 minut od szczytu. Pożyczył mu powodzenia i ruszył w dół.

W czasie gdy Tomek już schodził, Ernest jeszcze piął się na szczyt. Na miejsce dotarł około godziny 16.00, gdzie zdążył jeszcze zrobić kilka zdjęć i rozwinąć polską flagę.

Zmęczeni globtroterzy spotkali się w schronisku około godziny 19.00. Tomek był oczywiście godzinę wcześniej, a więc zdążył przed zmrokiem. Ernest ostatnią godzinę marszu pokonał po ciemku.

- „Jesteśmy wykończeniu ale szczęśliwi.” - podsumowuje Tomek.

Mimo zmęczenia, następnego dnia Tomasz i Ernest wstali o 7 i po śniadaniu ruszyli na dół. Przed nimi wyraźna ścieżka, przeszkadzał tylko ból nóg. Z minuty, na minutę zaczęło się robić coraz cieplej. Piechurzy zaczęli więc zrzucać grubsze ubrania. Koniec trasy robili już w krótkich koszulkach. Około godziny 14.00 dotarli do drogi asfaltowej. Cali w kurzu i piachu. Tam poczekali na Monsoura, taksówkarza, który wcześniej przywiózł ich w to samo miejscu. Z Monsourem wrócili do Teherenu.

W poniedziałek opublikujemy szóstą i prawdopodobnie ostatnią przed powrotem część wspomnień Tomka. Napiszemy o rodzinie sympatycznego taksówkarza oraz innym Irańczyku, z którym Tomek i Ernest dotarli do granicy i próbowali odzyskać motocykle.



Polecamy:
:: MotoGóry: Irańska epopeja autobusowa
:: MotoGóry: Ernest i Tomasz w Kapadocji i na Suphan Dagi
:: MotoGóry: Ernest i Tomasz dotarli do Turcji
:: Wyruszyli w głąb Kaukazu
:: Wyprawa w głąb Kaukazu przełożona - wywiad z Ernestem Jóźwikiem
:: Ernest i Tomasz w Dolomitach - przygotowania do „MotoGóry” [foto]
:: To będzie przygoda! MotoGóry – Kaukaz 2013
:: Motocykl Ernesta Jóźwika na Ogólnopolskiej Wystawie w Warszawie
:: Rozmowa z Ernestem Jóźwikiem po wyprawie motocyklowej do Afryki
:: Wyprawa Wagadugu 2012 zakończona
:: Wagadugu 2012: Ernest wraca do kraju
:: Wagadugu 2012: Yves – prawdziwy przyjaciel z Burkina Faso
:: Wagadugu 2012: Ernest na komisariacie
:: Wagadugu 2012: Ernest w Burkina Faso
:: Wagadugu 2012: Ernest zostaje w Afryce sam. Marek już wraca do Polski
:: Wagadugu 2012: Do celu niedaleko
:: Wagadugu 2012: Ernest i Marek w Mauretanii
:: Wagadugu 2012: pozdrowienia z Sahary Zachodniej
:: Wagadugu 2012: Przed nimi „już tylko” Afryka
:: Wagadugu 2012. Pozdrowienia z Francji. Plan zagrożony...
:: Motocyklem do Afryki
:: Wyprawa Wagadugu_2012, czyli co w trawie piszczy
:: Pływalnia „Delfin” ma już 10 lat. Skorzystaj w weekend z tańszego pobytu i darmowych porad instruktorów [audio]
:: Wspinaczka ma szansę zaistnieć w Zambrowie
:: W Zambrowie prowadzone będą kursy wspinaczkowe dla mieszkańców i nauczycieli
:: Ruszyła „sprzedaż” pocztówek z Wagadugu 2012
:: Studniówka Wagadugu 2012
:: Samochód Google Street View w Zambrowie
:: Rowerzyści wrócili z pielgrzymki do Przemyśla [foto]
:: Z Zambrowa do Afryki na motocyklach, czyli 200% przygody

Aplikacja zambrow.org

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Zambrow.org




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do