Reklama

„Skrzydlata”

03/11/2014 00:00
To tytuł nowej powieści Beaty Ciecierskiej. Książka opowiada losy 17-letniej dziewczyny, która decyduje się wyjechać na obóz dla odchudzający się.

Już w listopadzie premiera książki „Skrzydlata”. To słodko-gorzka opowieść o dojrzewaniu, poszukiwaniu siebie i pokonywaniu własnych słabości, o sile i niemocy, nadziei i rozpaczy, ludzkiej podłości i potędze przyjaźni. Autorką książki jest Beata Ciecierska spod Zambrowa, z wykształcenia technik-ekonomista, na co dzień pracująca w jednym z zambrowskich biur rachunkowych.

Powieść ta skierowana jest do młodzieży. Opowiada o 17-letniej dziewczynie. Kiedy Gabrysia decyduje się wyjechać na obóz dla osób odchudzających się, liczy, że właśnie rozpoczęło się jej nowe życie. Nie wie jeszcze, że uzyskanie wymarzonej sylwetki zostanie okupione wielkim cierpieniem, a przekorny los podstawi jej nogę jeszcze wiele razy, nim spełnią się młodzieńcze marzenia. Beata Ciecierska wnikliwie zagląda do duszy i umysłu młodej dziewczyny i odmalowuje świat takim, jakim widzi go jej nastoletnia bohaterka.

Warto dodać, że jest to już druga książka autorki. W ubiegłym roku światło dzienne ujrzała debiutancka powieść pt. „I tylko niebo...”.

Premiera książki odbędzie się w listopadzie. Wydawcą jest Warszawska Firma Wydawnicza s.c. Patronat medialny objął Zambrowski Portal Internetowy www.zambrow.org.

Poniżej fragment z nowej powieści Beaty Ciecierskiej - „Skrzydlata”

Jesteśmy na miejscu. Wysiadam z samochodu. Znowu buziak. Rozglądam się nerwowo, czy nikt nie zauważył. Znów nie miałam szczęścia.
– Hej, Wieloryb! Mamusia zrobiła ci malinkę!
To do mnie, ale się nie oglądam. Ze spuszczoną głową pędzę przed siebie. Po chwili jednak nie wytrzymuję i chociaż wiem, że to podły żart, ukradkiem ocieram twarz. Nie potrafi ę sobie przypomnieć, jaką pomadkę dziś miała. A jeśli czerwoną?
– Uważaj! Ślepa jesteś? Oczy ci tłuszczem zarosły?
Nie zauważyłam go… Dlaczego znowu musiałam wpaść na niego? Jest cała masa innych osób wokół. Jakbym robiła to celowo.
– Bo pomyślę, że mnie podrywasz… A może chcesz mnie zabić?
Tak, jasne… Nie znoszę tych jego głupich uwag. Mimo to uśmiecham się lekko, chociaż w środku coś do mnie krzyczy, że jestem najgłupsza na świecie. Powinnam się odgryźć. A tymczasem co ma znaczyć ten rumieniec? Weź się w garść, dziewczyno!
Taka bitwa zdrowego rozsądku z hormonami toczy się codziennie. Aż do momentu, gdy usiądę w sali lekcyjnej. Tam jest bezpieczniej i łatwiej. Większość uczniów spogląda na zegarek, licząc minuty do przerwy, ze mną jest odwrotnie. Jeśli ukradkiem zerkam na to koło ze wskazówkami wiszące na przeciwległej ścianie, w prawym górnym rogu sali, to tylko po to, by sprawdzić, jak długo jeszcze mogę cieszyć się spokojem.
– Hej! Pokaż! Daj ściągnąć…
Koleżanka z ławki jak zwykle nie ma pojęcia, o co chodzi w tych zadaniach. Zdążyłam się przyzwyczaić. Ale tym razem jej determinacja jest zadziwiająca.
– Jak dasz spisać, to zabiorę cię na imprezę u Pauliny. No dawaj.
– Prawie wyrwała mi kartkę.
Na imprezę? Mnie? Niemożliwe. Widocznie miarka się przebrała i kolejna pała z biologii oznacza dla niej koniec. Chodzi o być albo nie być. A przecież za momencik wakacje. Dla Mariolki to sezon imprezowy. A dla mnie? Kolejne nudne dni spędzone z rodzicami nad morzem.
Z zamyślenia wyrwał mnie dzwonek. Mariola rzuciła mi kartkę z zadaniami na ławkę, zanim nauczycielka zdążyła zauważyć. Spakowałam się powoli. Wyszłam na korytarz i usiadłam pod ścianą przy oknie. Nikogo tam nie było.
Kiedyś na wakacje czekałam z radością, ale od pewnego czasu nie umiem się już tym ekscytować. Bo jak plaża, to słońce, a jak słońce, to bikini… Odkąd wyglądam tak jak teraz, czyli tak, jak wyglądać nie chcę, przestałam cieszyć się latem.
Mama była bardzo miła i nie chciała mnie ranić. Nigdy, w żadnej sytuacji nie powiedziała mi wprost, że powinnam wreszcie zająć się swoim wyglądem.
– Jest nieźle, tylko wiesz, ten kolor trochę ci nie pasuje… Wyglądasz w nim na dużo większą niż jesteś.
Jak można pogrubić coś, co jest wielkie jak słoń? Może gdyby w porę ktoś mi powiedział, co się ze mną dzieje. Gdyby nazwał rzeczy po imieniu. Tupnął nogą i krzyknął: „Dziewczyno, weź się za siebie! Nie szkoda ci życia?! To nie choroba, możesz się w każdej chwili zmienić, jeśli tylko zechcesz…!”. Chciałam, i to nawet bardzo. I na pewno by się udało. Wystarczyło mi trochę pomóc…
Gdy na zakupach mierzyłam jakiś ciuch, który przed chwilą na manekinie prezentował się świetnie, stałam długo, wpatrując się w to monstrum w lustrze. Widziałam niczego sobie buzię, ale reszta – na której ta całkiem mądra głowa była osadzona – nadawała się do wymiany. I to całkowitej. Płakałam. Obiecałam sobie, że już nigdy – nawet w snach – nie wezmę do ręki ciastka. Ale po roku nic się nie zmieniło… Jeśli czegoś nie tknęłam przez ten czas, to mojej obietnicy. Gdyby to było takie proste, to wszyscy byliby filigranowi. Może brakowało mi motywacji? Może silnej woli? A może wokół jest zbyt dużo pyszności, które jak nic innego na świecie potrafi ą pomóc na każdy ból. I tak koło się zamykało.
Byłam pewna, że mnie nie uda się sprostać żadnej diecie. Chyba że będą trzymać mnie pod kluczem w jakiejś komórce. A może to nie jest zły pomysł? Może nie od razu więzienie, ale coś w tym guście? Jakiś ośrodek? Tabun fachowców świetnie wiedzących, jak skutecznie zmienić nawyki lenia i żarłoka i ja?
– To jak?
Prawie zapomniałam, że jestem w szkole. Mariola patrzyła na mnie, czekając, aż jakieś słowa wypłyną z wykrzywionych w zdziwieniu ust.
– Zamurowało cię czy co?
– Ja…
Nie mogłam sobie przypomnieć, czego ta dziewczyna ode mnie chce.
– Kurczę, ty naprawdę jesteś jakaś dziwna…
I poszła.
– Zamknij paszczę, Wieloryb, bo ci mucha wpadnie!
No nie… To już nie było śmieszne (…).

Koniec października

Tamtego dnia już nie pojechałam do Asi. Nie miałam do rodziców pretensji o to, że nie dotrzymali obietnicy, nawet sama poprosiłam, byśmy pojechali od razu do domu. To był dobry pomysł. Potem długie godziny siedzieliśmy i wspominaliśmy dawne czasy.
Powiedziałam mamie, jak bardzo denerwowało mnie codzienne odwożenie i odbieranie ze szkoły, mówiłam o tym, jak bardzo mi dokuczano. Oboje słuchali z niedowierzaniem. Nawet się nie domyślali, jaką gehennę przechodziła ich córka. Przecież nigdy się nie skarżyłam… Zrozumiałam, że to był ogromny błąd. Że pomogliby mi, gdyby wiedzieli. Że nie powinnam była wstydzić się poprosić o pomoc. Bo wstydzić powinni się ci, którzy mi dokuczali.
Wtedy uświadomiłam sobie też, jaką mam słabą psychikę i jak trudno mi zapanować nad emocjami. Do tamtej pory myślałam, że jestem silna. Że poradzę sobie ze wszystkim sama. Anoreksja to wredna i podstępna choroba, która pozbawia chorego normalnych ludzkich odruchów. Gdy zadomowi się na dobre, trudno ją wyprosić. Trzeba to zrobić podstępem, działać jej metodami.
Po dwóch dniach, gdy ochłonęłam trochę i oswoiłam się z tym, co mnie czeka, pojechaliśmy do szpitala. Byłam wzruszona, gdy weszłam po tylu dniach nieobecności do tak dobrze mi znanego pokoju.
– Witaj, przyjaciółko – szepnęłam.
Usiadłam przy łóżku i długo trzymałam Asię za rękę. Była taka spokojna. Nie zmieniła się od ostatniego razu. Miała za to inną pościel. Kolorową, we wszystkie barwy tęczy.
Mama stała za mną i trzymała mi rękę na ramieniu.
– Asia na pewno trzyma za ciebie kciuki.
– Tak, wiem, mamo – powiedziałam, nie odwracając się do niej.
– Kiedyś jej o tym opowiesz. Może już niedługo.
– Nie chciałabym jej martwić, wystarczy, że wam przysparzam trosk.
– To postaraj się, by, gdy się obudzi, było już po wszystkim. Żeby mogła być z ciebie dumna.
Odwróciłam głowę i popatrzyłam na mamę. Była taka smutna, ale zarazem na jej twarzy rysowała się ogromna siła. Pomyślałam, że chciałabym być taka jak ona.
– Postaram się… – szepnęłam.
– Na pewno by tego chciała.
– Wiem… i nie zawiodę jej.
Tamtego popołudnia zostałam z Asią dłużej niż zwykle. Opowiadałam jej o nowinkach ze szkoły, które co dzień przynosiły mi do domu koleżanki. Bardzo chciałam już tam wrócić. Leniuchowanie stawało się nie do zniesienia.
– Mamo…
Siedziała cały czas w pokoju Asi razem ze mną. Bała się mnie zostawić choćby na chwilę. Byłam jej za to wdzięczna. Przy niej czułam się pewniej.
– Tak? – Podniosła wzrok znad gazety.
– Czy w poniedziałek mogę już pójść do szkoły?
– Oczywiście, jeśli tylko zechcesz…

Polecamy:
:: Jak powstawała książka „I tylko niebo...” [foto]
:: Książka pisarki spod Zambrowa dostępna w księgarniach na terenie całego kraju
:: „I tylko niebo ...”

Aplikacja zambrow.org

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Zambrow.org




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do