W końcu kwietnia zamieściłam post opisujący okrutne praktyki, stosowane przez niektórych prymitywnych przeciwników kotów w ogródkach działkowych Pod Długoborzem jak trucie, zastawianie pułapek, strzelanie do kotów (co dotyczy także błąkających się tam psów). Wkrótce mój post zniknął. Wydawało się jednakże, że odniósł skutek, że prześladowanie ustało. Koty przychodziły do jedzenia, zachowywały się spokojne. Niestety, to były pozory, chwilowa przerwa. Po kilku tygodniach sytuacja wróciła do obowiązującej w tym ogrodzie normy. Szczególnym wyrazem okrucieństwa prymitywnych okrutników jest to, co spotkało tego uroczego, młodego kotka, którego zdjęcie zamieszczam. To ledwie roczny kociak. Jeszcze przed tygodniem biegał. Jeszcze kilka dni temu przyszedł do jedzenia, chociaż widać było, że jest zastraszony, że boi się ludzi, nawet mnie, osoby która regularnie podawała mu karmę. Potem zniknął. W środę rano przywlókł się na moją działkę. Nie mógł chodzić. Zawiozłam do lecznicy. Prześwietlenia wykazały, że ma złamane obie tyle łapki.Dzięki pomocy Fundacji Dla Zwierząt Jedno Serce Nie Da Rady obecnie kotek jest w klinice Boliłapka w Białymstoku, gdzie przechodzi operację. Fundacja potrzebuje pieniędzy na sfinansowanie leczenia. Osoby wrażliwe na los zwierząt, przeciwne bestialstwu, jakie ma miejsce m.in. w ROD Pod Długoborzem, bardzo proszę o przekazanie wsparcia na rzecz Fundacji na leczenia kota. Nr konta znajdziecie Państwo na stronie Fundacji. Ja ciągle liczę także na to, że sprawiedliwość boska, nie będzie jedyną karą, jaka spotka okrutników. Że wcześniej doczekają się reakcji organów ścigania i sankcji przewidzianych ustawą o ochronie zwierząt. Proszę Państwa o nie przechodzenie obojętnie wobec okrucieństwa wobec zwierząt, o reagowanie na nie, o informowanie organów ścigania o takich faktach, o ludziach, którzy się dopuszczają bestialstwa.
W imieniu Fundacji dla zwierząt Jedno Serce Nie Da Rady bardzo prosimy o wsparcie. Koszt operacji 1300 zł. Kocurek na ten moment przebywa w lecznicy Boliłapka.
Oprócz dwóch złamanych tylnych łap, dodatkowo w lewej tylnej łapie musiał mieć usuniętą główkę kości udowej. Do tego tasiemiec i świerzbowiec.
Prosimy o najdrobniejsze wpłaty. Konto: Bank BGŻ BNP Paribas : 08 2030 0045 1110 0000 0421 8200 PL - IBAN PPABPLPKXXX - SWIFT PayPal: [email protected] Z dopiskiem - kocurek z Zambrowa
temat nie zniknął, jest na 11 stronie, tak po prostu działa forum, został zepchnięty bo nie było w nim nowych wypowiedzi mam nadzieje że kocurek wróci do zdrowia i znajdzie dobry dom gdzie ktoś go pokocha i nie pozwoli więcej na cierpienie
Mam taką nadzieję, że kotek wróci do zdrowia i znajdzie troskliwych opiekunów. Ale póki co, czeka go jeszcze wielotygodniowe cierpienie i leczenie, za które trzeba zapłacić. Obecnie kotek ma w łapkach druty, które zostaną wyjęte dopiero, gdy kości się zrosną.
Tu to chyba tylko #temat dla uwagi by pomógł. Zarzad ogrodu udaje ze nic nie wie a za dokarmianie kotów grozi odcięciem prądu. Sadystów nikt za rękę nie złapał i w oczy się śmieją a policja.....kotów na ogrodzie pilnowac nie bedzie.
Większość działkowców zna tych ogrodowych zwyrodnialców - miłych sąsiadów, skorych do rozmów, pomocy, chichotów. Wystarczy tylko dobrze patrzeć i słuchać. Niektórzy publicznie nawołują do przestępstwa, do mordowania kotów, co miało miejsce choćby na dorocznym zebraniu działkowym w kwietniu ubiegłego roku. W obecności kilkudziesięciu zebranych działkowców okrutnicy z naszej alejki Malinowej krzyczeli, aby strzelać do kotów. Grożą za to sankcje karne, ale ani nasz zakłamany zarząd, ani nikt inny z uczestników zebrania nie złożył zawiadomienia o przestępstwie i nie zaprotestował. Zwyrodnialcy czują się więc bezkarnie. Nie dalej niż 18 kwietnia tego roku, członek zarządu, pan T. Ł. nie bacząc na obecność osoby postronnej spoza ogrodu, głośno wygrażał mi, że wystrzelają wszystkie koty, a ja i tak im nic nie udowodnię i nie znajdę zabitych zwierzaków. Problem w tym, że wielu ludzi w ogrodzie wie o bestialstwie tych fałszywych pseudo-katolików, uczestniczy w rozmowach dotyczących polowania na koty i psy, słyszy i widzi, jak odstrzeliwane są zwierzaki, ale nie potępia zwyrodnialców, tylko się z nimi przyjaźni. Ba, są tacy, co używają swoich przyprowadzanych do ogrodu psów do szczucia i polowania na koty.Pocieszające natomiast jest to, że oprócz okrutników, jest masa ludzi wrażliwych na krzywdę zwierząt. Fundacja Jedno Serce Nie Da Rady w jeden dzień zebrała pieniądze na opłacenie przeprowadzonej, kosztownej operacji. Dziesiątki ludzi wpłaciło swoje datki ! Bardzo jestem im wdzięczna. Ale to jeszcze nie koniec leczenia. A po wyzdrowieniu kotkowi potrzebny będzie bezpieczny dom, bo lepiej byłoby, gdyby nie wracał do ogrodu, w którym urodził się, wychował i gdzie spotkało go takie okrucieństwo. Jeżeli ktoś zechce przygarnąć Dyzia lub zna ludzi, którzy zechcą się nim zaopiekować, proszę się odezwać.
Dodać trzeba, że wielkiej pomocy udzieliło także Zambrowskie Centrum Weterynaryjne, gdzie kotek przebywał pod opieką Pań Aleksandry i Marty od środy do czasu przewiezienia do Boliłapki i gdzie będzie pod fachową opieką po powrocie z Białegostoku.
Mam tam działkę. Dokarmiamy potrzebujące koty i psy przez cały rok. Nie interesuje mnie zdanie zarządu w tej kwestii, nie boję się, że ktoś odłączy mi prąd. Uważam, że takie straszenie jest śmieszne. Nie miałam tylko pojęcia, że wsród działkowiczów są ludzie (bestie) zdolne do takich czynów. Chętnie zaangażuję się w działania przeciwko takim osobom oraz w pomoc na rzecz bezdomniaków. Proszę o jakiś kontakt z założycielką wątku. Pozdrawiam.
Wiem, że ogrodzie jest trochę ludzi dokarmiających koty. Niektórych znam. Najgorsze jest jednak to, że ton nadają zwyrodnialcy, bezkarnie i bez specjalnego ukrywania się, przeganiający, straszący i mordujący koty, którzy rozpuszczają albo wierzą w opowiadane przez innych niestworzone, wymyślone historie o rzekomo wielkich szkodach czynionych przez koty na działkach. Kiedy na ubiegłorocznym ogólnym zebraniu działkowców prezes zainicjowała nagonkę w sprawie kotów, byłam jedyną osobą, która miała odwagę wstać i zabrać głos w ich obronie. Zostałam zlinczowana - wrzask podniosły osoby w części związane z zarządem i przez niego napuszczone. Zwyrodnialcy głośno nawoływali do mordowania kotów i wymieniali się pomysłami na ich unicestwienie. Przecież robili to publicznie, w obecności kilkudziesięciu działkowców obecnych na zebraniu. Publiczne nawoływanie do przestępstwa, a takie miało wówczas miejsce, jest karane. Polskie prawo stanowi, że każdy, kto wie o przestępstwie, ma obowiązek o tym informować odpowiednie organy. Dlaczego nikt tego nie zrobił, dlaczego zwolennicy kotów milczeli i milczą? Tym bardziej cieszę się, że wreszcie odezwał się ktoś, kto podobnie jak ja, dokarmia działkowe biedy. Odnosząc się do wniosku o kontakt, mogę rozważyć podanie na forum mojego nr telefonu, chociaż wiele osób w ogrodzie zna mnie i wie, gdzie mam działkę. Staram się na niej bywać codziennie, więc można mnie tam spotkać.
Moi rodzice mają działkę niedaleko Pani. Po części rozumiem problemy powodowane przez koty na działkach, szczególnie mając ciężarną żonę. Dokarmianie kotów od czasu do czasu to też nie to samo co prowadzenie wręcz dla nich przytułku. Ludzie, którzy mają działki w bezpośrednim sąsiedztwie narażeni są na dużo więcej wizyt takich kotów niż inni działkowcy, stąd też najbardziej się denerwują. Nasz pies na szczęście koty wyczuwa, a koty wyczuwają go, więc od kiedy go mamy prawie nie przychodzą. Większość działkowców wg mnie zachowała takie PRLowskie podejście nie wtrącania się w nieswoje sprawy (bo można zostać \"konfidentem\", a lepiej się do wszystkich móc uśmiechać) i bardziej typowe dla minionych czasów traktowanie zwierząt, stąd też taka obojętność na krzywdę \"cudzego\" kota. Na wizyty kotów jednak na pewno da się znaleźć jakieś rozwiązania. Podejrzewam że ci ludzie nawet nie zadali sobie trudu wpisania prostej frazy w google (o ile potrafią w ogóle z internetu korzystać). Pierwszy lepszy wynik z google:https://poradnikogrodniczy.pl/jak-pozbyc-sie-kotow-z-ogrodu.php Najpierw powinni spróbować tego. Osobiście, jeśli byłbym świadkiem, jak ktoś doprowadza kota do takiego stanu, wyciągnąłbym telefon, żeby jak najszybciej nagrąć dowód i zadzwoniłbym na policję nie zważając na to, czy do danej osoby wcześniej się uśmiechałem i mówiłem \"dzień dobry\", czy nie. Ktoś, kto połamał łapy temu kotu zasługuje na podzielenie jego losu. Szczerze mówiąc bardziej cenię sobie życie i zdrowie tego kota nie robiącego nic złośliwie, niż człowieka, który z całym swoim potencjałem intelektualnym nie potrafi zrozumieć, że kot nie jest od człowieka GORSZY, tylko INNY. Poszedł inną drogą ewolucyjną, ale wciąż mamy wspólnych praprzodków. Nie ma też żadnych podstaw by sądzić, że cierpi mniej niż człowiek. Taki kot pod wieloma względami jest lepiej rozwinięty niż człowiek i potrafi to wykorzystać... Co z kolei, jak widać, nie jest tak proste w przypadku (fenomenalnej przecież w skali całego życia nia Ziemi) inteligencji ludzkiej. Rujnowanie życia innemu zwierzęciu o podobnej do ludzkiej wrażliwości na ból i emocje dla minimalnego zysku lub dla zapobiegnięcia minimalnemu uszczerbku na własnym dobrobycie jest dla mnie niepojęte. PS: Przyszedłem tutaj założyć temat o schronisku w Radysach z nadzieją, że przed wyborami temat może zwrócić uwagę kogoś u władzy, ale patrząc na obojętność ludzi na ten temat chyba nie ma to sensu.
Rozumiem, że nie wszyscy ludzie lubią zwierzęta i nie każdy docenia zalety kotów - naturalnych i najlepszych obrońców przed niszczącymi plony gryzoniami jak nornice czy myszy. I wiem, że są ludzie, którzy mają alergię na kocią czy psią sierść. Ale z tym można sobie radzić i to jeszcze nie powód, aby bić i mordować zwierzaki. Ja ze swojej strony zrobiłam wszystko, aby zmniejszyć liczbę kotów w ROD pod Długoborzem. Kiedy tylko znalazłam czas (emerytura), poświęciłam wiele sił i pieniędzy, aby w sposób cywilizowany, zgodny z aktualnymi możliwościami i obowiązującym prawem, wpłynąć na ograniczenie liczby kotów, sterylizując działkowe kotki. Zimą i wczesną wiosną ubiegłego roku wyłapałam i wysterylizowałam kotki, które przybiegały na moją działkę do jedzenia. Nie była to sprawa łatwa, bo to nie są koty domowe, lgnące do ludzi. Większość zabiegów opłaciłam z własnej kieszeni, korzystając z ulg, jakich udzielił mi p. Kamil Piotrowski, który prowadził wówczas Zambrowskie Centrum Weterynaryjne, a także z pomocy Fundacji dla Zwierząt Jedno Serce Nie Da Rady. Chodziłam do Urzędu Miasta dopytując w sprawie zawarcia umowy z lecznicami na opłacaną przez miasto sterylizację bezpańskich kotek, bo prawo nakłada na samorządy taki obowiązek. Wreszcie umowy podpisano. Nie znam wszystkich ludzi dokarmiających koty w ogrodzie ale dotarłam do jednych działkowców, którzy dokarmiają koty w innej części ogrodu. Pan, nie bacząc na drapanie, gryzienie i wyrywanie się kotek, mimo iż został mocno pogryziony, stopniowo wyłapał je i dostarczył do lecznic, gdzie kotki zostały wysterylizowane. Dodatkowo rozwiesiłam w ROD wiele ogłoszeń o możliwości bezpłatnej sterylizacji, aby dotrzeć do jak największej liczby dokarmiających koty działkowców. Oferowałam swoją pomoc, pożyczenie transporterka. O prowadzonej akcji informowałam także członka zarządu, sąsiada T.Ł. Pan ten, ciągle w ogrodzie, chodząc w różnych sprawach po działkach, jest osobą znakomicie poinformowaną i najlepiej wie, gdzie kto dokarmia koty. Prosiłam więc, aby informował karmicieli o możliwości wysterylizowania kotek i przekonywałam, żeby nie prześladować kotów, bo sterylizacja pozwoli na naturalne, stopniowe ograniczenie ich liczby. Bezskutecznie. Ostatecznie usłyszałam: zarząd postanowił pozbyć się kotów z ogrodu. Tak też się stało. W końcu marca 2017 r. wszystkie wysterylizowane przeze mnie kotki zniknęły, przepadły bezpowrotnie. Stało się to z dnia na dzień, chociaż przymiarki do wymordowania trwały pewnie kilka dni, bo w dni poprzednie, gdy przyjeżdżałam na działkę, jedna z kotek, które przychodziły do jedzenia, głośno miauczała i próbowała coś mi powiedzieć. Niestety nie domyśliłam się, na co się skarżyła. Wiem, że kotki zostały odstrzelone. Kiedy pewnego dnia odjeżdżałam z działki myły się po jedzeniu i grzały w słońcu, siedząc pod krzewami. Marzec był w roku ubiegłym ciepły. Wszyscy sąsiedzi także byli wówczas na działkach. Podobnie przepadła większość kotek wysterylizowanych przez znajomego działkowca. Akcję mordowania i odstrzelania powtórzono w 2017 r. co najmniej dwukrotnie (przynajmniej ja wiem o tylu \"polowaniach\"). Jeszcze późną jesienią znalazłam u siebie na działce kota, który był tak mocno poturbowany, że nie był w stanie wstać do miski z jedzeniem. Na szczęście rany udało się wyleczyć, przez pewien czas miał tylko nie zarastającą sierścią długą szramę na tylnej łapce. Jest u mnie w domu i póki co ma się dobrze. Niestety, jak widać po okrucieństwie, które spotkało teraz Dyzia, akcje straszenia i polowania na koty w ROD Pod Długoborzem trwają nadal i są systematycznie powtarzane. Co do skandalicznych warunków, jakie panują w schronisku w Radysach, dokąd trafiają zambrowskie psy, to podobno zawarto z nim umowę, bo nikt inny się nie zgłosił, nie stanął do przetargu. Ja uważam, że błędem ze strony Urzędu Miasta jest zawarcie umowy na wyłapywania psów ze schroniskiem, bo tak podobno jest. Takie umowy powinny być zawarte z naszymi, miejscowymi lecznicami lub przynajmniej z jedną z nich. Na wyłapane psy powinno być urządzone miejsce w Zakładzie Gospodarki Komunalnej, do czasowego przechowania niewielkiej ich liczby. Wyłapane psy powinny być wykastrowane / wysterylizowane i doprowadzone do porządku (odpchlenie, odrobaczenie) na koszt miasta, a zanim zapadnie decyzja o odesłaniu psa do schroniska, za co ponoszone są wysokie opłaty, należało by najpierw podjąć próby znalezienia mu nowego właściciela. Miasto ma swoje tablice ogłoszeń, stronę internetową, jest strona, na której toczymy rozmowę, więc można by stosunkowo niewielkim kosztem, znaleźć ludzi przynajmniej dla części psów, obecnie skazywanych na Radysy. Wiem, że w innych częściach kraju są samorządy, które w taki właśnie sposób realizują obowiązek troszczenia się o bezdomne zwierzęta. Ja takie znam. U nas pod względem traktowania zwierząt i stosunku do zwierzaków bezpańskich jest jeszcze wiele do zrobienia. Obecnie pieniądze wydawane przez miasto na ten cel są w dużej mierze zmarnowane, bo kasa wydana na Radysy nie polepsza losu bezpańskich psów. I w dodatku, o ile wiem, miasto płaci, ale nie sprawdza warunków, w jakich psy tam żyją. Większość naszych radnych nie chce zrozumieć, że trzeba zmienić sposób realizacji ustawowych obowiązków względem naszych braci mniejszych. Ale kropla drąży skałę, więc nie można się poddawać i należy podejmować kolejne próby polepszenia losu zambrowskich, bezpańskich psów i kotów. Ja, póki żyję i daję radę, na pewno będę się starała troszczyć o biedne koty, które na mojej działce szukają jedzenia lub pomocy. A szybkość zebrania przez Fundację Jedno Serce Nie Da Rady kasy na opłacenie operacji Dyzia wskazuje, że jest wielu ludzi wrażliwych na krzywdę zwierząt. Państwo jesteście ludźmi młodymi, więc macie więcej sił i czasu przed sobą. Tak więc proszę nie rezygnować, nie poddawać się i drążyć temat schroniska w Radysach.
Przypominam temat Dyzia. Jest jeszcze w szpitalu ale za 2 tygodnie będzie miał wyjęte druty z wyrwanych łapek, a gdzieś za 4 tygodnie będzie potrzebował domu. Może znajdą się jacyś chętni do przyjęcia kota i zapewnienia mu bezpiecznego domu. Sądzę, że najlepiej zaadaptował by się tam, gdzie jest już kot lub koty, które nie byłyby wobec niego agresywne. A tak przy okazji polecam artykuł o leczniczych zdolnościach kocich towarzyszy, szczególnie w stosunku do dzieci z niepełnosprawnościami. Artykuł można znaleźć pod linkiem: http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,23741867,honduras-pomagal-zasnac-nagini-sprawil-ze-joasia-sie-uspokoila.html#Z_TRwknd
Kot Dyzio, mocno poturbowany w ROD Pod Długoborzem (wyrwane, połamane tylne łapki) zakończył leczenie. Po wypadku i leczeniu został mu strach przed ludźmi oraz lekkie utykanie. Jest wesołym kotkiem, lubi się bawić kocimi zabawkami. Jest czysty, korzysta z kuwety. Po tym, co go spotkało, trzyma dystans do ludzi i pewnie jeszcze trochę czasu upłynie, zanim będzie kotem do głaskania. Czy jest ktoś, kto chciałby przygarnąć kotka i zapewnić mu dobry dom i opiekę?
Liczyłem po cichu, że część dalsza wątku to będą zdjęcia rentgenowskie tego skur...la, który dręczy koty, a tu..... Kimkolwiek jesteś powinnaś/-eś to wszystko co wcześniej napisano zawrzeć w zawiadomieniu o popełnienia przestępstwa albo iść z tym do jakiejś prężniej działającej fundacji/mediów, takie pisanie na niewiele się zda. Liczysz, że takie bydlaki się zmienią i przestaną dręczyć zwierzęta? Gdybyś chociaż podała nazwiska i adresy bydlaków ...
Oczywiście, że ustalenie zwyrodnialców mordujących koty to sprawa dla policji i prokuratury. Ale nie w Zambrowie. Z przykrością muszę stwierdzić, że dopóki ludzie, a w tym przypadku działkowcy, godzą się na te okrutne praktyki, na prześladowanie i mordowanie kotów, to żadne zawiadomienie do prokuratury nic nie da. Musi być powszechna niezgoda na okrucieństwo i przeciwstawianie się takim praktykom. Niestety dużo jeszcze trzeba zmienić w świadomości ludzi. My zambrowiacy pochodzimy prosto ze wsi, albo jesteśmy potomkami ludzi ze wsi, gdzie często, przykro przyznać, zwierzę jest tyle warte, ile na nim można zarobić. Jeden z moich sąsiadów wyzwał mnie kiedyś od wariatek (w jego durnym łbie nie mieści się, żeby ktokolwiek poza wariatami zajmował się bezpańskimi kotami), a zarząd nawet próbował zastraszyć pozbawieniem prawa do użytkowania działki. Jak we wcześniejszych wypowiedziach pisałam, w ROD Pod Długoborzem mordowanie kotów odbywa się za wiedzą i zgodą członków zarządu, w gronie których można znaleźć nawet członka władz miasta. Chociaż jest trochę ludzi, którzy doceniają rolę wolno żyjących kotów i takich, którzy je dokarmiają, to ton nadają idioci, dla których kot to największy szkodnik. Zawsze w duchu życzę im, żeby im myszy i nornice zjadły plony i rzeczy w altankach, skoro nie doceniają roli kotów. Brak właściwego podejścia do zwierząt zaczyna się we władzach Zambrowa. Tylko finansowanie lub dofinansowywanie sterylizacji psów i kotów pozwala na zmniejszenie liczby niechcianych zwierzaków. Tymczasem polityka w Zambrowie jest taka, że niby realizuje się obowiązki wynikające z ustawy o ochronie zwierząt, ale kwoty na ten cel przeznaczone są tak mizerne, że nie pozwalają na skuteczną walkę z bezdomnością bezpańskich i porzuconych zwierząt. Miasto finansuje głównie mordownię w Radysach, zamiast zapobiegać rozrodowi. Umowy ma sterylizację bezpańskich kotów zawierane są już po sezonie rui, w kwietniu czy maju, kiedy zaczyna się wysyp nowych miotów i na sterylizację za późno. Mamy dopiero III kwartał, a kasa na sterylizację już się skończyła, 2 lecznice, które mają umowy z miastem, już wyczerpały kwoty, jakie miasto na ten cel przeznaczyło. Pieniądze na sterylizację na rok 2018 już się skończyły !Jest to tak bezmyślna polityka, że ręce opadają. Na posiedzeniu rady miasta stanął wiosną temat zakupu klatki do odławiania bezpańskich kotów do sterylizacji. To wydatek rzędu 100 zł. Miasto do dzisiaj takiego zakupu nie dokonało, zabrakło kasy. W dwudziestotysięcznym mieście brak kasy na sterylizację i brak stu złotych na klatkę. Skutki to nie tylko mordowanie mnożących się kociaków w ROD. Wystarczy pojechać na podwórko przy przedszkolu między ulicami Wilsona, Podedwornego, Sadowa. Kiedyś tam byłam - bezdomne koty na pierwszy rzut oka chore, prawdopodobnie koci katar. Dlaczego miasto nie angażuje się w wysterylizowaniu tych kotów i pomocy starym, niezaradnym ludziom, którzy te biedy dokarmiają z własnej kieszeni? Przecież obok bawią się dzieci, więc zarówno w interesie miasta, dyrekcji przedszkola jak i rodziców powinno być skłonienie miasta do skutecznej walki z rozrodem kotów oraz ich dokarmienie, tak aby były dobrze odżywione i mniej podatne na choroby. Dlaczego piszę więc na forum - mimo wszystko z nadzieją, że kropla drąży skałę, że trzeba ludziom uświadamiać, iż można zwierzaki traktować po ludzku. Bo, jak stanowi obowiązująca w Polsce ustawa w art. 1. 1. Zwierzę, jako istota żyjąca, zdolna do odczuwania cierpienia, nie jest rzeczą. Człowiek jest mu winien poszanowanie, ochronę i opiekę. Gdyby zambrowska policja i prokuratura chciały realizować przepisy ustawy i kodeksu karnego, mogłaby zrobić użytek z moich wypowiedzi, choćby w sprawie publicznego nawoływania do popełnienia przestępstwa, jakie miało miejsce na ubiegłorocznym walnym zebraniu działkowców. Ustalić, kto nawoływał do mordowanie kotów nie jest trudno. Ale oni prześladowanie zwierząt mają w głębokim poważaniu. Takie rzeczy, jak ustalenie bandytów mordujących zwierzęta, to tylko w programach TVN, gdzie są czasem przykłady, jak ludzie mobilizują się i ustalają zwyrodnialców. Ale to nie w Zambrowie. W ROD Pod Długoborzem trzeba wynająć detektywa.
przez ten czas co pisałaś post mogłabyś znaleźć na stronie jakiegoś sądu czy prokuratury druk zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa, wypełniasz zanosisz na komendę, dostajesz pokwitowanie i niech działają, w międzyczasie kopię możesz wysłać do Animals, niech monitorują sprawę
W końcu kwietnia zamieściłam post opisujący okrutne praktyki, stosowane przez niektórych prymitywnych przeciwników kotów w ogródkach działkowych Pod Długoborzem jak trucie, zastawianie pułapek, strzelanie do kotów (co dotyczy także błąkających się tam psów). Wkrótce mój post zniknął. Wydawało się jednakże, że odniósł skutek, że prześladowanie ustało. Koty przychodziły do jedzenia, zachowywały się spokojne. Niestety, to były pozory, chwilowa przerwa. Po kilku tygodniach sytuacja wróciła do obowiązującej w tym ogrodzie normy. Szczególnym wyrazem okrucieństwa prymitywnych okrutników jest to, co spotkało tego uroczego, młodego kotka, którego zdjęcie zamieszczam. To ledwie roczny kociak. Jeszcze przed tygodniem biegał. Jeszcze kilka dni temu przyszedł do jedzenia, chociaż widać było, że jest zastraszony, że boi się ludzi, nawet mnie, osoby która regularnie podawała mu karmę. Potem zniknął. W środę rano przywlókł się na moją działkę. Nie mógł chodzić. Zawiozłam do lecznicy. Prześwietlenia wykazały, że ma złamane obie tyle łapki.Dzięki pomocy Fundacji Dla Zwierząt Jedno Serce Nie Da Rady obecnie kotek jest w klinice Boliłapka w Białymstoku, gdzie przechodzi operację. Fundacja potrzebuje pieniędzy na sfinansowanie leczenia. Osoby wrażliwe na los zwierząt, przeciwne bestialstwu, jakie ma miejsce m.in. w ROD Pod Długoborzem, bardzo proszę o przekazanie wsparcia na rzecz Fundacji na leczenia kota. Nr konta znajdziecie Państwo na stronie Fundacji. Ja ciągle liczę także na to, że sprawiedliwość boska, nie będzie jedyną karą, jaka spotka okrutników. Że wcześniej doczekają się reakcji organów ścigania i sankcji przewidzianych ustawą o ochronie zwierząt. Proszę Państwa o nie przechodzenie obojętnie wobec okrucieństwa wobec zwierząt, o reagowanie na nie, o informowanie organów ścigania o takich faktach, o ludziach, którzy się dopuszczają bestialstwa.
Przepraszam, zdjęcie dodało się \"do góry nogami\", nie wiem dlaczego i nie umiem tego zmienić.
W imieniu Fundacji dla zwierząt Jedno Serce Nie Da Rady bardzo prosimy o wsparcie.
Koszt operacji 1300 zł. Kocurek na ten moment przebywa w lecznicy Boliłapka.
Oprócz dwóch złamanych tylnych łap, dodatkowo w lewej tylnej łapie musiał mieć usuniętą główkę kości udowej.
Do tego tasiemiec i świerzbowiec.
Prosimy o najdrobniejsze wpłaty.
Konto: Bank BGŻ BNP Paribas : 08 2030 0045 1110 0000 0421 8200
PL - IBAN
PPABPLPKXXX - SWIFT
PayPal: [email protected]
Z dopiskiem - kocurek z Zambrowa
Fundacja utworzyła zbiórkę, którą można wesprzeć.
Oprócz tego, można wysłać tradycyjny przelew na konto.
https://pomagam.pl/kocurekzZambrowa
temat nie zniknął, jest na 11 stronie, tak po prostu działa forum, został zepchnięty bo nie było w nim nowych wypowiedzi
mam nadzieje że kocurek wróci do zdrowia i znajdzie dobry dom gdzie ktoś go pokocha i nie pozwoli więcej na cierpienie
Mam taką nadzieję, że kotek wróci do zdrowia i znajdzie troskliwych opiekunów. Ale póki co, czeka go jeszcze wielotygodniowe cierpienie i leczenie, za które trzeba zapłacić. Obecnie kotek ma w łapkach druty, które zostaną wyjęte dopiero, gdy kości się zrosną.
Tu to chyba tylko #temat dla uwagi by pomógł. Zarzad ogrodu udaje ze nic nie wie a za dokarmianie kotów grozi odcięciem prądu. Sadystów nikt za rękę nie złapał i w oczy się śmieją a policja.....kotów na ogrodzie pilnowac nie bedzie.
Większość działkowców zna tych ogrodowych zwyrodnialców - miłych sąsiadów, skorych do rozmów, pomocy, chichotów. Wystarczy tylko dobrze patrzeć i słuchać. Niektórzy publicznie nawołują do przestępstwa, do mordowania kotów, co miało miejsce choćby na dorocznym zebraniu działkowym w kwietniu ubiegłego roku. W obecności kilkudziesięciu zebranych działkowców okrutnicy z naszej alejki Malinowej krzyczeli, aby strzelać do kotów. Grożą za to sankcje karne, ale ani nasz zakłamany zarząd, ani nikt inny z uczestników zebrania nie złożył zawiadomienia o przestępstwie i nie zaprotestował. Zwyrodnialcy czują się więc bezkarnie. Nie dalej niż 18 kwietnia tego roku, członek zarządu, pan T. Ł. nie bacząc na obecność osoby postronnej spoza ogrodu, głośno wygrażał mi, że wystrzelają wszystkie koty, a ja i tak im nic nie udowodnię i nie znajdę zabitych zwierzaków. Problem w tym, że wielu ludzi w ogrodzie wie o bestialstwie tych fałszywych pseudo-katolików, uczestniczy w rozmowach dotyczących polowania na koty i psy, słyszy i widzi, jak odstrzeliwane są zwierzaki, ale nie potępia zwyrodnialców, tylko się z nimi przyjaźni. Ba, są tacy, co używają swoich przyprowadzanych do ogrodu psów do szczucia i polowania na koty.Pocieszające natomiast jest to, że oprócz okrutników, jest masa ludzi wrażliwych na krzywdę zwierząt. Fundacja Jedno Serce Nie Da Rady w jeden dzień zebrała pieniądze na opłacenie przeprowadzonej, kosztownej operacji. Dziesiątki ludzi wpłaciło swoje datki ! Bardzo jestem im wdzięczna. Ale to jeszcze nie koniec leczenia. A po wyzdrowieniu kotkowi potrzebny będzie bezpieczny dom, bo lepiej byłoby, gdyby nie wracał do ogrodu, w którym urodził się, wychował i gdzie spotkało go takie okrucieństwo. Jeżeli ktoś zechce przygarnąć Dyzia lub zna ludzi, którzy zechcą się nim zaopiekować, proszę się odezwać.
Dodać trzeba, że wielkiej pomocy udzieliło także Zambrowskie Centrum Weterynaryjne, gdzie kotek przebywał pod opieką Pań Aleksandry i Marty od środy do czasu przewiezienia do Boliłapki i gdzie będzie pod fachową opieką po powrocie z Białegostoku.
Mam tam działkę. Dokarmiamy potrzebujące koty i psy przez cały rok. Nie interesuje mnie zdanie zarządu w tej kwestii, nie boję się, że ktoś odłączy mi prąd. Uważam, że takie straszenie jest śmieszne. Nie miałam tylko pojęcia, że wsród działkowiczów są ludzie (bestie) zdolne do takich czynów. Chętnie zaangażuję się w działania przeciwko takim osobom oraz w pomoc na rzecz bezdomniaków. Proszę o jakiś kontakt z założycielką wątku. Pozdrawiam.
Wiem, że ogrodzie jest trochę ludzi dokarmiających koty. Niektórych znam. Najgorsze jest jednak to, że ton nadają zwyrodnialcy, bezkarnie i bez specjalnego ukrywania się, przeganiający, straszący i mordujący koty, którzy rozpuszczają albo wierzą w opowiadane przez innych niestworzone, wymyślone historie o rzekomo wielkich szkodach czynionych przez koty na działkach. Kiedy na ubiegłorocznym ogólnym zebraniu działkowców prezes zainicjowała nagonkę w sprawie kotów, byłam jedyną osobą, która miała odwagę wstać i zabrać głos w ich obronie. Zostałam zlinczowana - wrzask podniosły osoby w części związane z zarządem i przez niego napuszczone. Zwyrodnialcy głośno nawoływali do mordowania kotów i wymieniali się pomysłami na ich unicestwienie. Przecież robili to publicznie, w obecności kilkudziesięciu działkowców obecnych na zebraniu. Publiczne nawoływanie do przestępstwa, a takie miało wówczas miejsce, jest karane. Polskie prawo stanowi, że każdy, kto wie o przestępstwie, ma obowiązek o tym informować odpowiednie organy. Dlaczego nikt tego nie zrobił, dlaczego zwolennicy kotów milczeli i milczą? Tym bardziej cieszę się, że wreszcie odezwał się ktoś, kto podobnie jak ja, dokarmia działkowe biedy. Odnosząc się do wniosku o kontakt, mogę rozważyć podanie na forum mojego nr telefonu, chociaż wiele osób w ogrodzie zna mnie i wie, gdzie mam działkę. Staram się na niej bywać codziennie, więc można mnie tam spotkać.
Moi rodzice mają działkę niedaleko Pani. Po części rozumiem problemy powodowane przez koty na działkach, szczególnie mając ciężarną żonę. Dokarmianie kotów od czasu do czasu to też nie to samo co prowadzenie wręcz dla nich przytułku. Ludzie, którzy mają działki w bezpośrednim sąsiedztwie narażeni są na dużo więcej wizyt takich kotów niż inni działkowcy, stąd też najbardziej się denerwują. Nasz pies na szczęście koty wyczuwa, a koty wyczuwają go, więc od kiedy go mamy prawie nie przychodzą. Większość działkowców wg mnie zachowała takie PRLowskie podejście nie wtrącania się w nieswoje sprawy (bo można zostać \"konfidentem\", a lepiej się do wszystkich móc uśmiechać) i bardziej typowe dla minionych czasów traktowanie zwierząt, stąd też taka obojętność na krzywdę \"cudzego\" kota. Na wizyty kotów jednak na pewno da się znaleźć jakieś rozwiązania. Podejrzewam że ci ludzie nawet nie zadali sobie trudu wpisania prostej frazy w google (o ile potrafią w ogóle z internetu korzystać). Pierwszy lepszy wynik z google:https://poradnikogrodniczy.pl/jak-pozbyc-sie-kotow-z-ogrodu.php
Najpierw powinni spróbować tego. Osobiście, jeśli byłbym świadkiem, jak ktoś doprowadza kota do takiego stanu, wyciągnąłbym telefon, żeby jak najszybciej nagrąć dowód i zadzwoniłbym na policję nie zważając na to, czy do danej osoby wcześniej się uśmiechałem i mówiłem \"dzień dobry\", czy nie. Ktoś, kto połamał łapy temu kotu zasługuje na podzielenie jego losu. Szczerze mówiąc bardziej cenię sobie życie i zdrowie tego kota nie robiącego nic złośliwie, niż człowieka, który z całym swoim potencjałem intelektualnym nie potrafi zrozumieć, że kot nie jest od człowieka GORSZY, tylko INNY. Poszedł inną drogą ewolucyjną, ale wciąż mamy wspólnych praprzodków. Nie ma też żadnych podstaw by sądzić, że cierpi mniej niż człowiek. Taki kot pod wieloma względami jest lepiej rozwinięty niż człowiek i potrafi to wykorzystać... Co z kolei, jak widać, nie jest tak proste w przypadku (fenomenalnej przecież w skali całego życia nia Ziemi) inteligencji ludzkiej. Rujnowanie życia innemu zwierzęciu o podobnej do ludzkiej wrażliwości na ból i emocje dla minimalnego zysku lub dla zapobiegnięcia minimalnemu uszczerbku na własnym dobrobycie jest dla mnie niepojęte.
PS: Przyszedłem tutaj założyć temat o schronisku w Radysach z nadzieją, że przed wyborami temat może zwrócić uwagę kogoś u władzy, ale patrząc na obojętność ludzi na ten temat chyba nie ma to sensu.
Rozumiem, że nie wszyscy ludzie lubią zwierzęta i nie każdy docenia zalety kotów - naturalnych i najlepszych obrońców przed niszczącymi plony gryzoniami jak nornice czy myszy. I wiem, że są ludzie, którzy mają alergię na kocią czy psią sierść. Ale z tym można sobie radzić i to jeszcze nie powód, aby bić i mordować zwierzaki. Ja ze swojej strony zrobiłam wszystko, aby zmniejszyć liczbę kotów w ROD pod Długoborzem. Kiedy tylko znalazłam czas (emerytura), poświęciłam wiele sił i pieniędzy, aby w sposób cywilizowany, zgodny z aktualnymi możliwościami i obowiązującym prawem, wpłynąć na ograniczenie liczby kotów, sterylizując działkowe kotki. Zimą i wczesną wiosną ubiegłego roku wyłapałam i wysterylizowałam kotki, które przybiegały na moją działkę do jedzenia. Nie była to sprawa łatwa, bo to nie są koty domowe, lgnące do ludzi. Większość zabiegów opłaciłam z własnej kieszeni, korzystając z ulg, jakich udzielił mi p. Kamil Piotrowski, który prowadził wówczas Zambrowskie Centrum Weterynaryjne, a także z pomocy Fundacji dla Zwierząt Jedno Serce Nie Da Rady. Chodziłam do Urzędu Miasta dopytując w sprawie zawarcia umowy z lecznicami na opłacaną przez miasto sterylizację bezpańskich kotek, bo prawo nakłada na samorządy taki obowiązek. Wreszcie umowy podpisano. Nie znam wszystkich ludzi dokarmiających koty w ogrodzie ale dotarłam do jednych działkowców, którzy dokarmiają koty w innej części ogrodu. Pan, nie bacząc na drapanie, gryzienie i wyrywanie się kotek, mimo iż został mocno pogryziony, stopniowo wyłapał je i dostarczył do lecznic, gdzie kotki zostały wysterylizowane. Dodatkowo rozwiesiłam w ROD wiele ogłoszeń o możliwości bezpłatnej sterylizacji, aby dotrzeć do jak największej liczby dokarmiających koty działkowców. Oferowałam swoją pomoc, pożyczenie transporterka. O prowadzonej akcji informowałam także członka zarządu, sąsiada T.Ł. Pan ten, ciągle w ogrodzie, chodząc w różnych sprawach po działkach, jest osobą znakomicie poinformowaną i najlepiej wie, gdzie kto dokarmia koty. Prosiłam więc, aby informował karmicieli o możliwości wysterylizowania kotek i przekonywałam, żeby nie prześladować kotów, bo sterylizacja pozwoli na naturalne, stopniowe ograniczenie ich liczby. Bezskutecznie. Ostatecznie usłyszałam: zarząd postanowił pozbyć się kotów z ogrodu. Tak też się stało. W końcu marca 2017 r. wszystkie wysterylizowane przeze mnie kotki zniknęły, przepadły bezpowrotnie. Stało się to z dnia na dzień, chociaż przymiarki do wymordowania trwały pewnie kilka dni, bo w dni poprzednie, gdy przyjeżdżałam na działkę, jedna z kotek, które przychodziły do jedzenia, głośno miauczała i próbowała coś mi powiedzieć. Niestety nie domyśliłam się, na co się skarżyła. Wiem, że kotki zostały odstrzelone. Kiedy pewnego dnia odjeżdżałam z działki myły się po jedzeniu i grzały w słońcu, siedząc pod krzewami. Marzec był w roku ubiegłym ciepły. Wszyscy sąsiedzi także byli wówczas na działkach. Podobnie przepadła większość kotek wysterylizowanych przez znajomego działkowca. Akcję mordowania i odstrzelania powtórzono w 2017 r. co najmniej dwukrotnie (przynajmniej ja wiem o tylu \"polowaniach\"). Jeszcze późną jesienią znalazłam u siebie na działce kota, który był tak mocno poturbowany, że nie był w stanie wstać do miski z jedzeniem. Na szczęście rany udało się wyleczyć, przez pewien czas miał tylko nie zarastającą sierścią długą szramę na tylnej łapce. Jest u mnie w domu i póki co ma się dobrze. Niestety, jak widać po okrucieństwie, które spotkało teraz Dyzia, akcje straszenia i polowania na koty w ROD Pod Długoborzem trwają nadal i są systematycznie powtarzane. Co do skandalicznych warunków, jakie panują w schronisku w Radysach, dokąd trafiają zambrowskie psy, to podobno zawarto z nim umowę, bo nikt inny się nie zgłosił, nie stanął do przetargu. Ja uważam, że błędem ze strony Urzędu Miasta jest zawarcie umowy na wyłapywania psów ze schroniskiem, bo tak podobno jest. Takie umowy powinny być zawarte z naszymi, miejscowymi lecznicami lub przynajmniej z jedną z nich. Na wyłapane psy powinno być urządzone miejsce w Zakładzie Gospodarki Komunalnej, do czasowego przechowania niewielkiej ich liczby. Wyłapane psy powinny być wykastrowane / wysterylizowane i doprowadzone do porządku (odpchlenie, odrobaczenie) na koszt miasta, a zanim zapadnie decyzja o odesłaniu psa do schroniska, za co ponoszone są wysokie opłaty, należało by najpierw podjąć próby znalezienia mu nowego właściciela. Miasto ma swoje tablice ogłoszeń, stronę internetową, jest strona, na której toczymy rozmowę, więc można by stosunkowo niewielkim kosztem, znaleźć ludzi przynajmniej dla części psów, obecnie skazywanych na Radysy. Wiem, że w innych częściach kraju są samorządy, które w taki właśnie sposób realizują obowiązek troszczenia się o bezdomne zwierzęta. Ja takie znam. U nas pod względem traktowania zwierząt i stosunku do zwierzaków bezpańskich jest jeszcze wiele do zrobienia. Obecnie pieniądze wydawane przez miasto na ten cel są w dużej mierze zmarnowane, bo kasa wydana na Radysy nie polepsza losu bezpańskich psów. I w dodatku, o ile wiem, miasto płaci, ale nie sprawdza warunków, w jakich psy tam żyją. Większość naszych radnych nie chce zrozumieć, że trzeba zmienić sposób realizacji ustawowych obowiązków względem naszych braci mniejszych. Ale kropla drąży skałę, więc nie można się poddawać i należy podejmować kolejne próby polepszenia losu zambrowskich, bezpańskich psów i kotów. Ja, póki żyję i daję radę, na pewno będę się starała troszczyć o biedne koty, które na mojej działce szukają jedzenia lub pomocy. A szybkość zebrania przez Fundację Jedno Serce Nie Da Rady kasy na opłacenie operacji Dyzia wskazuje, że jest wielu ludzi wrażliwych na krzywdę zwierząt. Państwo jesteście ludźmi młodymi, więc macie więcej sił i czasu przed sobą. Tak więc proszę nie rezygnować, nie poddawać się i drążyć temat schroniska w Radysach.
Przypominam temat Dyzia. Jest jeszcze w szpitalu ale za 2 tygodnie będzie miał wyjęte druty z wyrwanych łapek, a gdzieś za 4 tygodnie będzie potrzebował domu. Może znajdą się jacyś chętni do przyjęcia kota i zapewnienia mu bezpiecznego domu. Sądzę, że najlepiej zaadaptował by się tam, gdzie jest już kot lub koty, które nie byłyby wobec niego agresywne. A tak przy okazji polecam artykuł o leczniczych zdolnościach kocich towarzyszy, szczególnie w stosunku do dzieci z niepełnosprawnościami. Artykuł można znaleźć pod linkiem: http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,23741867,honduras-pomagal-zasnac-nagini-sprawil-ze-joasia-sie-uspokoila.html#Z_TRwknd
Kot Dyzio, mocno poturbowany w ROD Pod Długoborzem (wyrwane, połamane tylne łapki) zakończył leczenie. Po wypadku i leczeniu został mu strach przed ludźmi oraz lekkie utykanie. Jest wesołym kotkiem, lubi się bawić kocimi zabawkami. Jest czysty, korzysta z kuwety. Po tym, co go spotkało, trzyma dystans do ludzi i pewnie jeszcze trochę czasu upłynie, zanim będzie kotem do głaskania. Czy jest ktoś, kto chciałby przygarnąć kotka i zapewnić mu dobry dom i opiekę?
Jeszcze jedno aktualne foto.
Aha, ważne: kot jest odrobaczony, odpchlony i wykastrowany.
Liczyłem po cichu, że część dalsza wątku to będą zdjęcia rentgenowskie tego skur...la, który dręczy koty, a tu..... Kimkolwiek jesteś powinnaś/-eś to wszystko co wcześniej napisano zawrzeć w zawiadomieniu o popełnienia przestępstwa albo iść z tym do jakiejś prężniej działającej fundacji/mediów, takie pisanie na niewiele się zda. Liczysz, że takie bydlaki się zmienią i przestaną dręczyć zwierzęta? Gdybyś chociaż podała nazwiska i adresy bydlaków ...
Oczywiście, że ustalenie zwyrodnialców mordujących koty to sprawa dla policji i prokuratury. Ale nie w Zambrowie. Z przykrością muszę stwierdzić, że dopóki ludzie, a w tym przypadku działkowcy, godzą się na te okrutne praktyki, na prześladowanie i mordowanie kotów, to żadne zawiadomienie do prokuratury nic nie da. Musi być powszechna niezgoda na okrucieństwo i przeciwstawianie się takim praktykom. Niestety dużo jeszcze trzeba zmienić w świadomości ludzi. My zambrowiacy pochodzimy prosto ze wsi, albo jesteśmy potomkami ludzi ze wsi, gdzie często, przykro przyznać, zwierzę jest tyle warte, ile na nim można zarobić. Jeden z moich sąsiadów wyzwał mnie kiedyś od wariatek (w jego durnym łbie nie mieści się, żeby ktokolwiek poza wariatami zajmował się bezpańskimi kotami), a zarząd nawet próbował zastraszyć pozbawieniem prawa do użytkowania działki. Jak we wcześniejszych wypowiedziach pisałam, w ROD Pod Długoborzem mordowanie kotów odbywa się za wiedzą i zgodą członków zarządu, w gronie których można znaleźć nawet członka władz miasta. Chociaż jest trochę ludzi, którzy doceniają rolę wolno żyjących kotów i takich, którzy je dokarmiają, to ton nadają idioci, dla których kot to największy szkodnik. Zawsze w duchu życzę im, żeby im myszy i nornice zjadły plony i rzeczy w altankach, skoro nie doceniają roli kotów. Brak właściwego podejścia do zwierząt zaczyna się we władzach Zambrowa. Tylko finansowanie lub dofinansowywanie sterylizacji psów i kotów pozwala na zmniejszenie liczby niechcianych zwierzaków. Tymczasem polityka w Zambrowie jest taka, że niby realizuje się obowiązki wynikające z ustawy o ochronie zwierząt, ale kwoty na ten cel przeznaczone są tak mizerne, że nie pozwalają na skuteczną walkę z bezdomnością bezpańskich i porzuconych zwierząt. Miasto finansuje głównie mordownię w Radysach, zamiast zapobiegać rozrodowi. Umowy ma sterylizację bezpańskich kotów zawierane są już po sezonie rui, w kwietniu czy maju, kiedy zaczyna się wysyp nowych miotów i na sterylizację za późno. Mamy dopiero III kwartał, a kasa na sterylizację już się skończyła, 2 lecznice, które mają umowy z miastem, już wyczerpały kwoty, jakie miasto na ten cel przeznaczyło. Pieniądze na sterylizację na rok 2018 już się skończyły ! Jest to tak bezmyślna polityka, że ręce opadają. Na posiedzeniu rady miasta stanął wiosną temat zakupu klatki do odławiania bezpańskich kotów do sterylizacji. To wydatek rzędu 100 zł. Miasto do dzisiaj takiego zakupu nie dokonało, zabrakło kasy. W dwudziestotysięcznym mieście brak kasy na sterylizację i brak stu złotych na klatkę. Skutki to nie tylko mordowanie mnożących się kociaków w ROD. Wystarczy pojechać na podwórko przy przedszkolu między ulicami Wilsona, Podedwornego, Sadowa. Kiedyś tam byłam - bezdomne koty na pierwszy rzut oka chore, prawdopodobnie koci katar. Dlaczego miasto nie angażuje się w wysterylizowaniu tych kotów i pomocy starym, niezaradnym ludziom, którzy te biedy dokarmiają z własnej kieszeni? Przecież obok bawią się dzieci, więc zarówno w interesie miasta, dyrekcji przedszkola jak i rodziców powinno być skłonienie miasta do skutecznej walki z rozrodem kotów oraz ich dokarmienie, tak aby były dobrze odżywione i mniej podatne na choroby. Dlaczego piszę więc na forum - mimo wszystko z nadzieją, że kropla drąży skałę, że trzeba ludziom uświadamiać, iż można zwierzaki traktować po ludzku. Bo, jak stanowi obowiązująca w Polsce ustawa w art. 1. 1. Zwierzę, jako istota żyjąca, zdolna do odczuwania cierpienia, nie jest rzeczą. Człowiek jest mu winien poszanowanie, ochronę i opiekę. Gdyby zambrowska policja i prokuratura chciały realizować przepisy ustawy i kodeksu karnego, mogłaby zrobić użytek z moich wypowiedzi, choćby w sprawie publicznego nawoływania do popełnienia przestępstwa, jakie miało miejsce na ubiegłorocznym walnym zebraniu działkowców. Ustalić, kto nawoływał do mordowanie kotów nie jest trudno. Ale oni prześladowanie zwierząt mają w głębokim poważaniu. Takie rzeczy, jak ustalenie bandytów mordujących zwierzęta, to tylko w programach TVN, gdzie są czasem przykłady, jak ludzie mobilizują się i ustalają zwyrodnialców. Ale to nie w Zambrowie. W ROD Pod Długoborzem trzeba wynająć detektywa.
przez ten czas co pisałaś post mogłabyś znaleźć na stronie jakiegoś sądu czy prokuratury druk zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa, wypełniasz zanosisz na komendę, dostajesz pokwitowanie i niech działają, w międzyczasie kopię możesz wysłać do Animals, niech monitorują sprawę