
Już po raz kolejny młodzież ze Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego w Długoborzu wybrało się na marsz Wilczym Tropem, aby uczcić pamięć Żołnierzy Wyklętych. Poniżej ich relacja z całego wydarzenia.
Młodzież i nauczyciele z SOSW im. św. Jana Pawła II w Długoborzu po raz kolejny wyruszyli Wilczym Tropem, aby przypomnieć, kim byli Żołnierze Wykleci i czym było ostanie powstanie zbrojne Polaków w latach 1944-1953 przeciwko sowieckiej okupacji Polski. W tym roku przeszliśmy trasę z Długoborza do obrzeży miejscowości Łosie-Dołęgi Tegoroczny marsz jest poświęcony kobietom i dziewczętom, które walczyły o wolną Polskę w NZW, NZS, WIN i innych formacjach niepodległościowych oraz związanemu z ziemią zambrowską ppłk. Władysławowi Żwańskiemu ps. „Błękit”.
W trakcie marszu nie zapomnieliśmy o naszych paniach i dziewczętach i złożyliśmy im życzenia z okazji Dnia Kobiet. Korzystając z okazji, w imieniu męskiej części grupy składamy wszystkim Paniom życzenia dużo zdrowia i pokoju w rodzinach, ojczyźnie i na świecie. Dziękujemy za Wasze ofiarne zaangażowanie w życie rodziny.
Podczas biegu uczestnicy złożyli w przydrożnej kapliczce własnoręcznie wykonany lampion pamięci wykonany przez uczniów wraz z panem Jackiem Raciborskim, w pracowni ceramiki w SOSW w Długoborzu. Pani Małgorzata Leniewska i pani Beata Kaczyńska poprowadziły modlitwę w intencji zmarłych żołnierzy podziemia niepodległościowego, oraz pokoju na świecie i w Ukrainie. Podczas biegu uczniowie mieli okazję doskonalić umiejętności czytania mapy w terenie oraz marszu na azymut. Nad bezpieczeństwem przemarszu czuwała drużyna harcerska NS „Diamenty”, działająca w ośrodku, którą prowadzi pani Joanna Kaczyńska.
Z okazji Dnia Kobiet chcemy przybliżyć postać DANUTY SIEDZIKÓWNY – „INKI”, która pochodziła z Podlasia. W chwili śmierci miała 17 lat. Służyła w 4. szwadronie odtworzonej na Białostocczyźnie 5. Wileńskiej Brygady AK. „Inka” należała do tych członków Brygady, którzy we wrześniu 1945 roku wrócili do legalnego życia. Podjęła naukę w gimnazjum w Nierośnie, w gminie Dąbrowa Białostocka. Później w jej dokumentach znalazł się zapis, że ukończyła dwie klasy tej szkoły. Nie zdecydowała się na ujawnienie swoich związków z konspiracją przed organami władz komunistycznych po amnestii ogłoszonej przez Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej w sierpniu 1945 r. Bojąc się zdemaskowania przez UB, „Inka” dołączyła ponownie do oddziału na początku marca 1946 r. Dostała przydział do szwadronu dowodzonego przez Zdzisława Badochę „Żelaznego”. Powierzono jej obowiązki sanitariuszki. Niekiedy wykonywała zadania łączniczki, a czasem także wywiadowcy. Olgierd Christa „Leszek” tak ją wspominał: Była bardzo lubiana za skromność, a jednocześnie hart i pogodę ducha. Znosiła trudy z równą chłopcom wytrwałością, zwłaszcza psychiczną. Raz tylko w czasie powrotu znad Wisły prosiła, by ktoś przejął jedną z jej ciężkich toreb. Maszerowaliśmy wtedy prawie półbiegiem ze względu na odległe miejsce postoju, a ją właśnie gnębił brak formy. Danuta Siedzikówna nie chodziła z bronią w ręku, nie strzelała. Podczas śledztwa i na sprawie ubecy i milicjanci zeznawali na jej rzecz. Mówili, że na polu walki pomagała nie tylko swoim, lecz także tym. którzy tego najbardziej potrzebowali. Opatrywała i milicjantów, i ubeków, nie patrząc na to, że to jest przeciwnik. Co jej można było przypisać, co jej można było zarzucić, jaką karę wobec niej zastosować? Sąd PRL wydał na nią karę śmierci. Kara została wykonana w więzieniu na Mokotowie w sposób niezgodny nawet z prawem Polski Ludowej, bo „Inka” była niepełnoletnia. Poniżej linki do filmu o „Ince”:
https://www.youtube.com/watch?v=ssiy7RSqZ3k
https://www.youtube.com/watch?v=yChrddUbyy0
PPŁK WŁADYSŁAW ŻWAŃSKI „BŁĘKIT” urodził się 9 lipca 1898 roku w majątku Widziszki niedaleko Kowna w rodzinie szlacheckie herbu Rawicz. Był synem Jana i Joanny z Juszkiewiczów. Jego rodzice byli posiadaczami niedużej własności rolnej. Po zdaniu matury w 1915 r. powołany do armii rosyjskiej. Został zdemobilizowany z wojska w okresie rewolucyjnym. W listopadzie 1918 r. znalazł się szeregach Samodzielnej Brygady Strzelców Polskich, a następnie 4. Dywizji Piechoty gen. Franciszka Aleksandrowicza. Walczył pod Tyraspolem nad Dniestrem. Po powrocie do Polski walczył w wojnie polsko-bolszewickiej. Po zawieszeniu broni w 1920 roku Żwański wraz z pułkiem najpierw przybył do Zambrowa. Po przybyciu wraz z 14 pułkiem piechoty do Zambrowa, poznał nauczycielkę zamieszkałą w pobliskim dworze w Łosiach Dołęgach – Jadwigę Ładę, z którą 5 lutego 1925 roku zawarł związek małżeński. W marcu 1931 roku powrócił do służby liniowej w szeregach 71 pułku piechoty w Zambrowie, m.in. jako dowódca batalionu oraz kwatermistrz pułku. Po śmierci żony w 1933 roku, związał się z Lucyną Adrian z Milanówka, z którą mieli syna Janusza. Uczestniczył w kampanii wrześniowej w 1939 roku . Początkowo zaprzysiężony do służby ZWZ–AK, od listopada 1942 r. służył w NSZ, gdzie pełnił funkcję komendanta Powiatu Ostrów Mazowiecka. Po wkroczeniu Armii Czerwonej początkowo zaprzestał działalności podziemnej. Był komendantem Rejonowej Komendy Uzupełnień w Ciechanowcu w Białostockiem. Zagrożony aresztowaniem, zbiegł i wstąpił do NZW. Początkowo był szefem Wydziału III (operacyjnego), a następnie szefem sztabu. 4 kwietnia 1946 r. objął obowiązki komendanta Okręgu Białystok NZW. Był zdecydowanym przeciwnikiem ujawnienia uczestników ruchu oporu na mocy amnestii z 22 lutego 1947 r. Starał się utrzymać wysoki poziom dyscypliny wśród swoich podkomendnych. Był usilnie tropiony przez UB. Zginął 1 lipca 1949 r. we wsi Dąbrowa-Tworki (pow. Wysokie Mazowieckie) w starciu z grupą operacyjną UB–KBW, pozorującą oddział podziemia. Pochowany w nieznanym miejscu. Jego syn Zbigniew „Noc” był szefem PAS w KP Ostrów Mazowiecka. Został skazany
w lutym 1953 r. na karę dożywotniego więzienia. Zwolniono go w marcu 1958 r. Pełny życiorys ppłk Żwańskiego dostępny jest pod linkiem:
http://www.glosznadnarwi.pl/index.php/2019/12/22/pplk-wladyslaw-zwanski-ps-blekit/
Siedząc przed ekranem monitora czy tabletu, łatwo jest wydawać opinie o tamtych czasach. Poznawanie prawdziwej historii na bazie faktów i źródeł wymaga trudu i ciągłego wysiłku. Opinie i informacje w emocjonalny sposób szkalujące Żołnierzy Wyklętych „sprzedają się” łatwiej niż prawda, która czasami boli, ale nie dzieli. Takim źródłem jest jedna z rozmów dr. Lecha Kowalskiego z gen. Włodzimierzem Musiem, dowódcą KBW w latach 1951–1965. Na pytanie, jak to było, jak ocenia formację Żołnierzy Wyklętych po latach, Muś powiedział wprost: Tak my byliśmy wspierani przez Armię Radziecką, inaczej strona przeciwna by nas zwyciężyła. Byli lepiej zorganizowani, zmotywowani. Przewyższali nas taktyką walki w mieście i w lasach. Mieli duże poparcie społeczne. Byli lepiej wyszkoleni i sprawniejsi w działaniu. Mieli lepsze kadry. Taką wizytówkę Żołnierzy Wyklętych, przedstawił wieloletni ich wróg i człowiek, od którego pochodzi nazwa „wyklęci”. Aby mieć pełny opis tamtych wydarzeń, trzeba wspomnieć o partyzanckich grupach pozorowanych działających na terenie Polski i tworzonych przez wojska rosyjskie oraz sprzyjające im władze komunistyczne. Według materiałów IPN ich typów było 8, a samych grup – tysiące. Takie grupy podszywały się pod partyzantkę w celu wyciągnięcia informacji o prawdziwym podziemiu niepodległościowym. Często rabowały i paliły domostwa, zabijały ludzi wspierających podziemie niepodległościowe. W archiwach jest wiele dokumentów, które to potwierdzają. Najbardziej znany jest chyba przypadek działającej niedaleko Krakowa grupy utworzonej przez KBW i rosyjski smiersz. Ta grupa w 1945 roku zabiła w wiosce młodą nauczycielkę w 8 miesiącu ciąży. Odchodząc, zostawili kartkę „Za to, że uczysz chamskie dzieci”. Na drugi dzień władze komunistyczne urządziły pogrzeb państwowy z orkiestrą, przemówieniami, gdzie winę zrzucono na Żołnierzy Wyklętych. Po latach okazało się, ze nauczycielka została zabita przez grupę pozorowaną, działającą pod dyktando władz komunistycznych. Zapis całej operacji, rozpisanej jak nuty w utworze muzycznym, jest w archiwach.
Poprzez takie marsze chcemy przypominać, jak tragiczne były czasy po II wojnie światowej, uczyć historii, przypominać, jaką wartością jest pokój. Ideą Biegu Tropem Wilczym nie jest wybielanie podziemia niepodległościowego, ale podjęcie rzetelnej, opartej o fakty, a nie opinie dyskusji o tamtych czasach. Trudno jest też pogodzić się z tym, że ogromna część Żołnierzy Wyklętych do dziś spoczywa w nieznanych miejscach, po lasach, torfowiskach, szambach i nie ma miejsca spoczynku na cmentarzu. Władze komunistyczne po wykonaniu wyroku najczęściej nie oddawały ciała rodzinie. Może ktoś po przeczytaniu tego artykułu przypomni sobie miejsce takiego pochówku i poinformuje stosowne instytucje, stowarzyszenia.
Biegi Tropem Wilczym służą nie tylko edukacji. Poprzez maszerowanie ich śladami chcemy pokazać, że nie są to idee tylko książkowe, ale sprawy nadal aktualne. Dziś wobec dramatu i bohaterstwa Ukrainy cały świat widzi, że losy narodów zależą w ostateczności od gotowości ich obywateli do ofiary, często najwyższej. Te słowa wypowiedziane jeszcze kilka dni temu napotykałby nie tylko w Polsce, lecz także na świecie na niezrozumienie, a także wyśmianie i pogardę. Taka była dominująca postawa kultury globalnej, a także wielu podległych im, wpływowych środowisk z głównego nurtu. Gotowość do poświęcenia życia za ojczyznę, tak jak to czynili Żołnierze Wyklęci i inni obrońcy ojczyzny, jeszcze nie tak dawno nie mieściła się w ponowoczesnym przekazie, była traktowana jak wariactwo. Cała Europa przed inwazją wojsk rosyjskich na Ukrainę wierzyła, że liczy się tylko przyjemność, a poświęcenie, zdolność do ofiary to stara pieśń, która nie ma sensu. W ciągu jednego dnia takie myślenie pękło jak mydlana bańka. W tym świetle aktualna pozostaje ewangeliczna prawda o ziarnie rzuconym na zasiew, które obumiera, by dać życie następnym pokoleniom, by naród jako wspólnota mógł trwać i się rozwijać.
Zachęcam do spotkania z ostatnimi żyjącymi świadkami historii w naszych rodzinach. Taka żywa lekcja dla każdego, a szczególnie dla dzieci i młodzieży buduje ogromne poczucie wspólnoty. Wspólnoty, która daje oparcie i nadzieje na lepsze jutro w trudnych czasach. Warto te wspomnienia nagrać lub spisać dla potomnych.
Wszyscy jesteśmy z tej samej ziemi, idziemy śladem, który wyznaczyli nasi poprzednicy.
Jacek Raciborski
Zdjęcia pochodzą z czasopisma „ Glos Narwi” i zbiorów Piotra Łapińskiego oraz ze sklepu www.patriashop.pl.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie