O dopalaczach mówi się bardzo często - w mediach, gazetach, w telewizji coraz częściej pokazywane są materiały związane z tym tematem. Przedstawiają obraz Polski, jako kraju w którym wystarczy zmienić nazwę słowa "narkotyk" na "używka" by legalnie sprzedawać rzeczy o charakterze uzależniającym i działającym silnie na psychikę. Jednak nikt, ale to absolutnie nikt w czołowych mediach nie mówi o tym, jak na co dzień wygląda życie w szpitalach, które dzień w dzień przyjmują ludzi w stanie krytycznym po zażywaniu dopalaczy. Na podstawie - Głos i Kurier Szczeciński z 15 września Opisywane przypadki są ograniczone do skali jednego województwa - Zachodniopomorskiego, gdzie mieszka około 1,7 miliona osób. To zaledwie jedno z 16 województw w Polsce i przedstawienie zaledwie 1/30 całej polskiej populacji. Więc w kontekście tego, wyobraźcie sobie skalę całego kraju. Zaledwie w ciągu pół roku do tylko jednego szczecińskiego szpitala - tzw. "dziecięcego" im. Świętego Wojciecha trafiło 250 nieletnich osób zatrutych dopalaczami, zdarzały się stany ciężkiego zatrucia, a nawet śmierci z przedawkowania lub zbyt słabego organizmu. Tylko w ostatnich kilku dniach w samym regionie Szczecina (Police) jedna osoba nie przeżyła kontaktu z dopalaczami, przedawkowała.Wyobraźmy sobie teraz skalę całego kraju, a nie tylko regionu Pomorza Zachodniego. Ile takich osób trafia do szpitali przez dopalacze, skoro do samego jednego szpitala w Szczecinie trafia 250 osób w ciągu 6 miesięcy? Tysiące, czy może dziesiątki tysięcy osób w ciągu pół roku? O tym się w szerszych mediach nie mówi. Na czasie jest jedynie informowanie o tym, pokazywanie jak bardzo prawo jest nieudolne w tej kwestii i jak dobrze ten biznes się kręci. Nikt nie mówi o setkach, jeżeli nie tysiącach ludzi leżących często w stanie ciężkiego zatrucia. Jeżeli tylko w samym szpitalu dziecięcym w Szczecinie zanotowano 250 przypadków w ciągu 6 miesięcy, daje to nieco ponad jednego nieletniego "spalonego dopalacza" dziennie. Pomorskie Centrum Traumatologii w Gdańsku również powinno zmienić nazwę na Pomorskie Centrum Leczenia Chorych na Dopalacze. Trafia tam ogromna ilość osób ze stanami "jak gdyby przypadkowymi" (zdaniem "producentów"). Niektórzy wychodzą z tego miejsca już jako osoby niepełnosprawne, żeby nie powiedzieć rośliny - był przypadek gdy młody człowiek tak przeholował, iż musi od nowa uczyć się posługiwać rękoma i nogami. Efektem dopalaczy był w jego przypadku po prostu zanik mięśni. W Irlandii, zgodnie z nowym prawem, sprzedaż substancji, które nie mieszczą się w opisie istniejących narkotyków, lecz mają "efekty psychoaktywne", będzie karana siedmioletnią odsiadką. Niby największe tłumoki Europy, gdzie jeszcze 10 lat temu każdy miał kibel na ogródku, zdołali wymyślić prostą zasadę - nie trzeba każdego z brzegu narkotyku opisywać, bo zaraz znajdą się "chemicy", którzy zrobią identyczny środek o innej nazwie. Wystarczy przypierdolić jasno i stanowczo - cokolwiek, co ma działanie narkotyczne, a nie jest w opisie narkotyków to i tak narkotyk zabroniony prawem... Proste i jakże skuteczne - w ciągu paru miesięcy od wprowadzenia owego przepisu rynek "dopalaczy" praktycznie wygasł. Również ostatnio gazety na Pomorzu Zachodnim opisywały przypadek napaści na bank, którego sprawca był "na głodzie" od dopalaczy - zeznał, iż napadł ze względu na chęć posiadania pieniędzy właśnie na nie. Okazuje się, że takich przypadków w Polsce było więcej... Napady to akurat największa forma ataku "głodu", znacznie więcej notowanych było między innymi pobić, czy napadów na ludzi, których to sprawcy byli "na głodzie".Czemu właściwie nie mówi się o śmiertelnych przypadkach, czy ludzi zamienionych w rośliny, zaś ciągle się tylko mówi o tym, jak bardzo dochodowy jest to biznes i jak szybko się rozwija. Takimi metodami tylko promuje się ten narkotyk, sprawiając że coraz więcej ludzi interesuje się nie tylko ich spożyciem, ale i prowadzeniem ich sprzedaży... Zacznijcie drogie media pokazywać ludzi, którzy dzięki dopalaczom jeżdżą na wózku, mają paraliż jakiejś części ciała, przeszli skomplikowane operacje... czy po prostu "poznali, co jest po drugiej stronie". Może wówczas do ludzi dotrze, że zażywają środki nietestowane, na siłę mające wyzwolić jakieś stany bez względu na bezpieczeństwo. Może wówczas ktoś zauważy, że ktoś wciska im chemię i żeruje na ich idiotyzmie... który sprawia, że człowiek sięga po coś, czego właściciel nawet nie testował i stara się wszelkimi metodami oszukać prawo, by tylko sprzedać zakamuflowany narkotyk o znacznie gorszym działaniu niż "tradycyjne" narkotyki. Gdy lata temu usłyszałem o mającej powstająć sieci sklepów z "prawie narkotykami", uznałem je za spełnienie marzeń: będzie można kupować legalnie substancje odurzające, nosić je przy sobie i chodzić uwalonym non-stop. Brzmiało jak bajka. Gdy w końcu otworzyli mi taką placówkę w pobliżu miejsca zamieszkania, to temat już mnie nie interesował. Po mniej więcej dwóch-trzech latach większej fascynacji tą dziedziną wiedzy, przeszło mi. Jakoś tak uznałem, że plusy nie są warte minusów, a poza tym, że moje ulubione używki już raczej niczym mnie nie zaskoczą. Dochodziło do tego obcowanie z kretynami, którzy to sprzedawali, rosyjska ruletka "a co on mi tu dzisiaj dał?" i trudności związane z nabyciem. Mijam dość często Dopalacze.com, myślałem nie raz, żeby w coś zainwestować, ale jakoś się nie składało. Nabrałem też przeświadczenia, że to jakieś podróbki dla gimnazjalistów, a działanie asortymentu jest bardziej związane z autosugestią niż faktycznymi właściwościami towaru. Pewnego piątku zgadaliśmy się z Mraugorzatą, że może by tak spróbować. Skonsultowałem znawcę, poczytałem fora i wybór padł na Amphibię - zareklamowano mi ją jako bardzo euforyczną i jedną z najbardziej godnych uwagi z katalogu. Osoby mniej zainteresowane tematem mogą nie wiedzieć, że Dopalacze to nie jest żaden dystrybutor substancji psychoaktywnych, tylko kolekcjonerskich tabletek i mieszanek ziołowych. Istny odjazd, któż nie chciałby pozbierać kapsułek po jakieś 20 PLN za sztukę? "Wkleić sobie do klasera" jak fachowo się to określa. Co jest dość zabawne, na opakowaniu napisano że produkt nie nadaje się do spożycia przez ludzi. Gdyby jednak spożycie nastąpiło, natychmiastow skontaktować się z lekarzem! Przynajmniej się można uśmiechnąć. Godzina 17, wspaniały obiad we dwoje, zobaczmy, co też ciekawego przyniesie Amphibia. Po 30 minutach przyniosła rozmowę. Gdy spojrzałem ponownie na zegarek, to była 23:55. Takiej utraty poczucia czasu nie miałem jeszcze nigdy. Tematy szły w tysiącach, zapomniałem nawet, że czasem lubię iść zapalić. Gdzieś koło 2 poczuliśmy, że impreza się kończy, więc postanowiliśmy spróbować zasnąć, uprzednio weryfikując swe zdanie o towarze z Dopalaczy.com - na pewno nie jest to badziewie oparte na autosugestii. Koło godziny 6 udało mi się zasnąć na 10 minut. Wcześniej byłem pięć razy w łazience. Koło godziny 7 zmieniliśmy się w odwiedzaniu łazienki, ja już nie miałem tam z czym chodzić. Wtedy też zaczęły się dramatyczne bóle serca, nieco mniej koszmarne bóle nerek, jednak nad wszystkim królował rozkurwiający ból głowy. Jeszcze jakaś mała gorączka, kłopoty z oddychaniem, paranoje myślowe, omamy słuchowe, ale to naprawdę były detale wobec wielkiej trójcy. Nie mogłem nic z tego zrozumieć, z jednej tabletki tyle działań ubocznych? Prawie bez alkoholu? Oboje? Toż przy nielegalnych pigułach, zawierających strychninę, nie było mowy nawet o połowie takich cierpień, człowiek brał, parę piw i szedł spać w okolicach godzin porannych. Potem może nie rozkwitał, ale jednak dało się żyć następnego dnia. Sądziłem, że skoro ludzie to polecają, a sprzedaż idzie na całego, to plusy muszą zdecydowanie przeważać nad minusami. Poszukałem dokładniej po forach, no i okazało się, że wcale niemało osób po wsadzeniu do klasera produktów z Dopalaczy.com miało dość podobną imprezę do naszej. Bajka jest taka, że ludzie jednak poszukują alternatywnych światów, więc wiele osób uważa, że za te parę godzin niezłej zabawy warto cierpieć. Dla mnie zdecydowanie nie, to już amfetamina zalana dużą ilością alkoholu nie męczyła aż tak. Patrząc na problem ze strony prawodawstwa: nasi ustawodawcy wożą się z Dopalaczami od paru lat. Jednego zakazują, więc znika, ale zaraz trafia do handlu coś nowego. Zanim zakażą nowe, to producenci w międzyczasie zarobią na tym i wymyślą kolejne. Taka wielka zabawa z polskim prawem, którą nierzadko uskutecznia też zwyczajny obywatel, chociaż niekoniecznie w tym temacie. Prawdziwe jajo jednak polega na tym, że to przecież produkty kolekcjonerskie, więc jako takie nie mają żadnych ulotek ani dokładnie podanego składu chemicznego. Nie przeprowadzono też nigdy na nich żadnych badań klinicznych, więc nie wiadomo jakie są efekty długofalowego spożywania przez ludzi. Nie będzie tego nikt robił, bo zaraz ustawodawcy zdelegalizują, no a przecież to nie do jedzenia jest, tylko do wsadzenia w klaser. Jest iście zajebiście, bo podobno niektórzy sprzedawcy nie sprawdzają dowodów osobistych klienteli, tak więc swoją podróż w hiperrzeczywistość może rozpocząć już młodzież gimnazjalna. Przejrzałem parę miejsc, gdzie ludzie wymieniają się wrażeniami. Młodzież jest, młodzież nadużywająca bez sensu jest, diametralnie różnią się reakcje - jedni piszą, że Amphibia bajka i zero zjazdu, inni że prawie umarli i karetkę chcieli wzywać. Refleksje związane z sytuacją: - Rządzący mogą się wygłupiać na dziesiątą stronę i kombinować z zakazami, a sprzedający ich wyruchają klaserami, kolekcjami i obrazkami. Kupujących to nie odstraszy, a widzę, że biznes jest niemały, bo w niektórych sklepach nie nadążają z zaopatrzeniem. Rozmowy na forach trwają, zdobywających doświadczenie przybywa. Większość jest zachwycona, chociaż można znaleźć ortodoksów, którzy gardzą legalnymi środkami i preferują klasykę. Dopisuję się do tej listy. - Gdybyśmy żyli w poważnym kraju, to może udałoby się przeprowadzić debatę na temat, skończyć wygłupy z klaserami i rzetelnie informować ludzi jakie zagrożenia związane są ze zbytnim rozwojem pasji kolekcjonerskich. Takich pytań też nie brakuje (urzekło mnie: czy jeżeli biorę, co cztery dni, to jestem uzależniony?), a odpowiadają na nie ludzie z raczej fragmentaryczną wiedzą medyczną. Powtórzę: nikt nie wie jakie są długofalowe efekty działania tych wynalazków, nie sądzę, by były pozytywne. Nie byłoby źle, gdyby w szkołach w ramach nauki pierwszej pomocy dorzucono tematy związane z przedawkowaniem, zawałem i płukaniem żołądka. Tak, kościół, PiS i poseł Gowin byliby przeciwko, ale młodzież wysłuchałaby z zainteresowaniem, i może pewnego dnia ktoś uratowałby koledze życie dzięki wiedzy wyniesionej z takiej lekcji. Można potępiać przyjmowanie substancji, odurzających ale skoro jakieś 20% młodzieży jest zaprzyjaźnione z tematem, to chyba wypada się tym zainteresować? Potem można się zastanowić dlaczegóż to tyle osób woli wywalić się na orbitę zamiast twardo stąpać po ziemi. W końcu w Nowym Targu zorganizowano mszę przeciwko dopalaczom, taka alternatywa na pewno odciągnie całą klientelę pobliskiego sklepu. - gdy temat interesował mnie i wielu moich znajomych, to wierzyliśmy, że w końcu skończy się horror tego, że nigdy tak naprawdę nie wiesz co kupisz. Piguły jakie w życiu zjadłem różniły się między sobą niczym Jaegermeister od wódki. Jedne trzymały dwie godziny, inne pięć. Po jednych biegło się tańczyć na parkiet, po drugich patrzyło tępo w lampę, po trzecich biegło szukać miłości życia. Oczywiście nigdy nie było wiadomo, co będzie na rynku, a do tego w jakiej cenie. Wizja końca horroru niewiadomej bardzo nas nęcił. Jeszcze bardziej kwestia sprzedawców - możliwość zaprzestania spotkań z koszmarnymi chamami w dresach na rzecz pracowników jakiegoś sklepu... To brzmiało zbyt pięknie, żeby mogło być prawdziwe. To wyglądało na pełną legalizację. No, a wyszło gorzej niż na czarnym rynku. Kupując amfetaminę, czy piguły było przynajmniej w zarysie wiadomo, co będzie się działo, każdego pieściło dość podobnie, tak jak i podobne były nastroje następnego poranka. Z dopalaczami diabli wiedzą, to naprawdę dość duży rozrzut, że jeden czuł się fantastycznie i nie zaobserwował w ogóle skutków ubocznych, drugi miał kłopoty ze snem przez kolejny tydzień,a trzeciemu wszystkie mięśnie naciągnęło. Takich jaj nie było ze standardem, przynajmniej ja się nigdy nie załapałem. - rozwiązanie jest banalne, ale oczywiście u nas nie ma racji bytu. Legalizacja "normalnych" narkotyków. Badania są już zrobione, szkodliwość znana, dawkowanie również. Zapakować, ojebać akcyzą, instrukcją i do aptek. Zwiększą się dochody państwa, zwiększy się bezpieczeństwo użytkowników, automatycznie odpadnie wielki dział przestępczości, skończy się karanie szesnastolatków za jointa. Ostatnio zaczęli się do tego skłaniać w Meksyku, zobaczymy co będzie. Nie wiem, czemu nikt nie wyciąga wniosków z lat "szlachetnego eksperymentu" (czyli prohibicji). Warto też wspomnieć, że dostępne na receptę są specyfiki, które mają podobny cel działania jak narkotyki - wyciągnąć użytkownika z rzeczywistości, zmniejszyć mu odczuwanie bólu egzystencjalnego, dać przynajmniej trochę "lepszy" świat. Lekarze zapisują je na wyścigi, nierzadko traktując jako idealne rozwiązanie większości problemów. Jasne, nie będzie po tym widział takich fajnych obrazków jak po LSD i nie będzie skakał po parkiecie sześć godzin. Specyfików nielegalnych nie bierze się jednak często (zależy jak to zdefiniować, ale na pewno niecodziennie), a te na receptę owszem. Są to takie wirtualne rozważania, bo tematu u nas nie ma i szybko nie będzie. Delegalizacji dopalaczy raczej też nie, bo w końcu każdy egzemplarz kolekcjonerski jest obłożony VATem, dziś 22%, wkrótce 23%. Pogadają, dla świętego spokoju wpiszą na listę zakazanych jeden (zajmuje to około roku), opowiedzą w TVNie, że walczą o zdrowie młodzieży i na tym się wszystko skończy. Użytkownicy zaś prowadzą badania na własną rękę, wymieniają się zdobytymi doświadczeniami i na wyścigi wpinają do klaserów kolejne zdobycze. Co jakiś czas ktoś trafia do szpitala, bo okaże się, że ma schorzenie, które słabo komponuje się z tym akurat dopalaczem. Trzeba pamiętać, że to tylko i wyłącznie jego wina - w końcu na pudełku jasno napisano, że produkt nie do spożycia przez ludzi. Warto jednak wiedzieć, że nasi urzędnicy zajmują się sprawą pod kątem podatkowym (za Wprost 25/2010 http://www.wprost.pl/ar/198528/Fiskus-sciga-dopalacze/ ): (...) na razie urzędnicy z II Urzędu Skarbowego w Warszawie stosują metodę, która jest równie skuteczna jak strzelanie z procy do czołgu. Do cypryjskich prawników w Nikozji trafia korespondencja po polsku. Listy z warszawskiej skarbówki opatrzone są dopiskiem, że zgodnie z polskim prawem korespondencja urzędowa musi się odbywać w języku polskim. - Dochodzenie należności od spółek na Cyprze odbywa się na zasadach tych samych jak wobec podmiotów zarejestrowanych w Polsce - informuje Mirosław Kucharczyk z Izby Skarbowej w Warszawie.
Ta czlowieku komu to sie ze chce przeczytac :) i wlasnie nie bierzesz ? To sie ogarnij i nie patrz na innych co robia Biora nie biora ich sprawa ;) co to ci da jak tego zabronia ? Dalej bedzie dostepne jak inne tematy ...
Ale jaja! Ja też nie przeczytałem całości tekstu. To chyba specyfika dzisiejszego pokolenia miłującego flash-informacje. Wszystko, co przekracza 5 linijek tekstu po prostu omijamy, a nie dobrze. A gdzie czas na refleksje, zadumę i takie tam? [:-P]
* 6-8 jaj * pęto tłustawej kiełbasy plus boczek (nie ma boczku pod ręką może być sama kiełbasa) * 1 średnia cebula * 1 duży lub dwa mniejsze pomidory * ew. ząbek czosnku * szczypiorek * sól, pieprz, ostra i słodka papryka * tłuszcz do smażenia (oliwa będzie chyba najlepsza)
O dopalaczach mówi się bardzo często - w mediach, gazetach, w telewizji coraz częściej pokazywane są materiały związane z tym tematem. Przedstawiają obraz Polski, jako kraju w którym wystarczy zmienić nazwę słowa "narkotyk" na "używka" by legalnie sprzedawać rzeczy o charakterze uzależniającym i działającym silnie na psychikę. Jednak nikt, ale to absolutnie nikt w czołowych mediach nie mówi o tym, jak na co dzień wygląda życie w szpitalach, które dzień w dzień przyjmują ludzi w stanie krytycznym po zażywaniu dopalaczy.
Na podstawie - Głos i Kurier Szczeciński z 15 września
Opisywane przypadki są ograniczone do skali jednego województwa - Zachodniopomorskiego, gdzie mieszka około 1,7 miliona osób. To zaledwie jedno z 16 województw w Polsce i przedstawienie zaledwie 1/30 całej polskiej populacji. Więc w kontekście tego, wyobraźcie sobie skalę całego kraju.
Zaledwie w ciągu pół roku do tylko jednego szczecińskiego szpitala - tzw. "dziecięcego" im. Świętego Wojciecha trafiło 250 nieletnich osób zatrutych dopalaczami, zdarzały się stany ciężkiego zatrucia, a nawet śmierci z przedawkowania lub zbyt słabego organizmu. Tylko w ostatnich kilku dniach w samym regionie Szczecina (Police) jedna osoba nie przeżyła kontaktu z dopalaczami, przedawkowała.Wyobraźmy sobie teraz skalę całego kraju, a nie tylko regionu Pomorza Zachodniego. Ile takich osób trafia do szpitali przez dopalacze, skoro do samego jednego szpitala w Szczecinie trafia 250 osób w ciągu 6 miesięcy?
Tysiące, czy może dziesiątki tysięcy osób w ciągu pół roku?
O tym się w szerszych mediach nie mówi. Na czasie jest jedynie informowanie o tym, pokazywanie jak bardzo prawo jest nieudolne w tej kwestii i jak dobrze ten biznes się kręci. Nikt nie mówi o setkach, jeżeli nie tysiącach ludzi leżących często w stanie ciężkiego zatrucia. Jeżeli tylko w samym szpitalu dziecięcym w Szczecinie zanotowano 250 przypadków w ciągu 6 miesięcy, daje to nieco ponad jednego nieletniego "spalonego dopalacza" dziennie.
Pomorskie Centrum Traumatologii w Gdańsku również powinno zmienić nazwę na Pomorskie Centrum Leczenia Chorych na Dopalacze. Trafia tam ogromna ilość osób ze stanami "jak gdyby przypadkowymi" (zdaniem "producentów"). Niektórzy wychodzą z tego miejsca już jako osoby niepełnosprawne, żeby nie powiedzieć rośliny - był przypadek gdy młody człowiek tak przeholował, iż musi od nowa uczyć się posługiwać rękoma i nogami. Efektem dopalaczy był w jego przypadku po prostu zanik mięśni.
W Irlandii, zgodnie z nowym prawem, sprzedaż substancji, które nie mieszczą się w opisie istniejących narkotyków, lecz mają "efekty psychoaktywne", będzie karana siedmioletnią odsiadką.
Niby największe tłumoki Europy, gdzie jeszcze 10 lat temu każdy miał kibel na ogródku, zdołali wymyślić prostą zasadę - nie trzeba każdego z brzegu narkotyku opisywać, bo zaraz znajdą się "chemicy", którzy zrobią identyczny środek o innej nazwie. Wystarczy przypierdolić jasno i stanowczo - cokolwiek, co ma działanie narkotyczne, a nie jest w opisie narkotyków to i tak narkotyk zabroniony prawem... Proste i jakże skuteczne - w ciągu paru miesięcy od wprowadzenia owego przepisu rynek "dopalaczy" praktycznie wygasł.
Również ostatnio gazety na Pomorzu Zachodnim opisywały przypadek napaści na bank, którego sprawca był "na głodzie" od dopalaczy - zeznał, iż napadł ze względu na chęć posiadania pieniędzy właśnie na nie. Okazuje się, że takich przypadków w Polsce było więcej... Napady to akurat największa forma ataku "głodu", znacznie więcej notowanych było między innymi pobić, czy napadów na ludzi, których to sprawcy byli "na głodzie".Czemu właściwie nie mówi się o śmiertelnych przypadkach, czy ludzi zamienionych w rośliny, zaś ciągle się tylko mówi o tym, jak bardzo dochodowy jest to biznes i jak szybko się rozwija. Takimi metodami tylko promuje się ten narkotyk, sprawiając że coraz więcej ludzi interesuje się nie tylko ich spożyciem, ale i prowadzeniem ich sprzedaży...
Zacznijcie drogie media pokazywać ludzi, którzy dzięki dopalaczom jeżdżą na wózku, mają paraliż jakiejś części ciała, przeszli skomplikowane operacje... czy po prostu "poznali, co jest po drugiej stronie". Może wówczas do ludzi dotrze, że zażywają środki nietestowane, na siłę mające wyzwolić jakieś stany bez względu na bezpieczeństwo. Może wówczas ktoś zauważy, że ktoś wciska im chemię i żeruje na ich idiotyzmie... który sprawia, że człowiek sięga po coś, czego właściciel nawet nie testował i stara się wszelkimi metodami oszukać prawo, by tylko sprzedać zakamuflowany narkotyk o znacznie gorszym działaniu niż "tradycyjne" narkotyki.
Gdy lata temu usłyszałem o mającej powstająć sieci sklepów z "prawie narkotykami", uznałem je za spełnienie marzeń: będzie można kupować legalnie substancje odurzające, nosić je przy sobie i chodzić uwalonym non-stop. Brzmiało jak bajka. Gdy w końcu otworzyli mi taką placówkę w pobliżu miejsca zamieszkania, to temat już mnie nie interesował. Po mniej więcej dwóch-trzech latach większej fascynacji tą dziedziną wiedzy, przeszło mi. Jakoś tak uznałem, że plusy nie są warte minusów, a poza tym, że moje ulubione używki już raczej niczym mnie nie zaskoczą. Dochodziło do tego obcowanie z kretynami, którzy to sprzedawali, rosyjska ruletka "a co on mi tu dzisiaj dał?" i trudności związane z nabyciem.
Mijam dość często Dopalacze.com, myślałem nie raz, żeby w coś zainwestować, ale jakoś się nie składało. Nabrałem też przeświadczenia, że to jakieś podróbki dla gimnazjalistów, a działanie asortymentu jest bardziej związane z autosugestią niż faktycznymi właściwościami towaru. Pewnego piątku zgadaliśmy się z Mraugorzatą, że może by tak spróbować. Skonsultowałem znawcę, poczytałem fora i wybór padł na Amphibię - zareklamowano mi ją jako bardzo euforyczną i jedną z najbardziej godnych uwagi z katalogu. Osoby mniej zainteresowane tematem mogą nie wiedzieć, że Dopalacze to nie jest żaden dystrybutor substancji psychoaktywnych, tylko kolekcjonerskich tabletek i mieszanek ziołowych. Istny odjazd, któż nie chciałby pozbierać kapsułek po jakieś 20 PLN za sztukę? "Wkleić sobie do klasera" jak fachowo się to określa. Co jest dość zabawne, na opakowaniu napisano że produkt nie nadaje się do spożycia przez ludzi. Gdyby jednak spożycie nastąpiło, natychmiastow skontaktować się z lekarzem! Przynajmniej się można uśmiechnąć.
Godzina 17, wspaniały obiad we dwoje, zobaczmy, co też ciekawego przyniesie Amphibia. Po 30 minutach przyniosła rozmowę. Gdy spojrzałem ponownie na zegarek, to była 23:55. Takiej utraty poczucia czasu nie miałem jeszcze nigdy. Tematy szły w tysiącach, zapomniałem nawet, że czasem lubię iść zapalić. Gdzieś koło 2 poczuliśmy, że impreza się kończy, więc postanowiliśmy spróbować zasnąć, uprzednio weryfikując swe zdanie o towarze z Dopalaczy.com - na pewno nie jest to badziewie oparte na autosugestii.
Koło godziny 6 udało mi się zasnąć na 10 minut. Wcześniej byłem pięć razy w łazience. Koło godziny 7 zmieniliśmy się w odwiedzaniu łazienki, ja już nie miałem tam z czym chodzić. Wtedy też zaczęły się dramatyczne bóle serca, nieco mniej koszmarne bóle nerek, jednak nad wszystkim królował rozkurwiający ból głowy. Jeszcze jakaś mała gorączka, kłopoty z oddychaniem, paranoje myślowe, omamy słuchowe, ale to naprawdę były detale wobec wielkiej trójcy. Nie mogłem nic z tego zrozumieć, z jednej tabletki tyle działań ubocznych? Prawie bez alkoholu? Oboje? Toż przy nielegalnych pigułach, zawierających strychninę, nie było mowy nawet o połowie takich cierpień, człowiek brał, parę piw i szedł spać w okolicach godzin porannych. Potem może nie rozkwitał, ale jednak dało się żyć następnego dnia. Sądziłem, że skoro ludzie to polecają, a sprzedaż idzie na całego, to plusy muszą zdecydowanie przeważać nad minusami.
Poszukałem dokładniej po forach, no i okazało się, że wcale niemało osób po wsadzeniu do klasera produktów z Dopalaczy.com miało dość podobną imprezę do naszej. Bajka jest taka, że ludzie jednak poszukują alternatywnych światów, więc wiele osób uważa, że za te parę godzin niezłej zabawy warto cierpieć. Dla mnie zdecydowanie nie, to już amfetamina zalana dużą ilością alkoholu nie męczyła aż tak. Patrząc na problem ze strony prawodawstwa: nasi ustawodawcy wożą się z Dopalaczami od paru lat. Jednego zakazują, więc znika, ale zaraz trafia do handlu coś nowego. Zanim zakażą nowe, to producenci w międzyczasie zarobią na tym i wymyślą kolejne. Taka wielka zabawa z polskim prawem, którą nierzadko uskutecznia też zwyczajny obywatel, chociaż niekoniecznie w tym temacie. Prawdziwe jajo jednak polega na tym, że to przecież produkty kolekcjonerskie, więc jako takie nie mają żadnych ulotek ani dokładnie podanego składu chemicznego. Nie przeprowadzono też nigdy na nich żadnych badań klinicznych, więc nie wiadomo jakie są efekty długofalowego spożywania przez ludzi. Nie będzie tego nikt robił, bo zaraz ustawodawcy zdelegalizują, no a przecież to nie do jedzenia jest, tylko do wsadzenia w klaser. Jest iście zajebiście, bo podobno niektórzy sprzedawcy nie sprawdzają dowodów osobistych klienteli, tak więc swoją podróż w hiperrzeczywistość może rozpocząć już młodzież gimnazjalna. Przejrzałem parę miejsc, gdzie ludzie wymieniają się wrażeniami. Młodzież jest, młodzież nadużywająca bez sensu jest, diametralnie różnią się reakcje - jedni piszą, że Amphibia bajka i zero zjazdu, inni że prawie umarli i karetkę chcieli wzywać.
Refleksje związane z sytuacją:
- Rządzący mogą się wygłupiać na dziesiątą stronę i kombinować z zakazami, a sprzedający ich wyruchają klaserami, kolekcjami i obrazkami. Kupujących to nie odstraszy, a widzę, że biznes jest niemały, bo w niektórych sklepach nie nadążają z zaopatrzeniem. Rozmowy na forach trwają, zdobywających doświadczenie przybywa. Większość jest zachwycona, chociaż można znaleźć ortodoksów, którzy gardzą legalnymi środkami i preferują klasykę. Dopisuję się do tej listy.
- Gdybyśmy żyli w poważnym kraju, to może udałoby się przeprowadzić debatę na temat, skończyć wygłupy z klaserami i rzetelnie informować ludzi jakie zagrożenia związane są ze zbytnim rozwojem pasji kolekcjonerskich. Takich pytań też nie brakuje (urzekło mnie: czy jeżeli biorę, co cztery dni, to jestem uzależniony?), a odpowiadają na nie ludzie z raczej fragmentaryczną wiedzą medyczną. Powtórzę: nikt nie wie jakie są długofalowe efekty działania tych wynalazków, nie sądzę, by były pozytywne. Nie byłoby źle, gdyby w szkołach w ramach nauki pierwszej pomocy dorzucono tematy związane z przedawkowaniem, zawałem i płukaniem żołądka. Tak, kościół, PiS i poseł Gowin byliby przeciwko, ale młodzież wysłuchałaby z zainteresowaniem, i może pewnego dnia ktoś uratowałby koledze życie dzięki wiedzy wyniesionej z takiej lekcji. Można potępiać przyjmowanie substancji, odurzających ale skoro jakieś 20% młodzieży jest zaprzyjaźnione z tematem, to chyba wypada się tym zainteresować? Potem można się zastanowić dlaczegóż to tyle osób woli wywalić się na orbitę zamiast twardo stąpać po ziemi. W końcu w Nowym Targu zorganizowano mszę przeciwko dopalaczom, taka alternatywa na pewno odciągnie całą klientelę pobliskiego sklepu.
- gdy temat interesował mnie i wielu moich znajomych, to wierzyliśmy, że w końcu skończy się horror tego, że nigdy tak naprawdę nie wiesz co kupisz. Piguły jakie w życiu zjadłem różniły się między sobą niczym Jaegermeister od wódki. Jedne trzymały dwie godziny, inne pięć. Po jednych biegło się tańczyć na parkiet, po drugich patrzyło tępo w lampę, po trzecich biegło szukać miłości życia. Oczywiście nigdy nie było wiadomo, co będzie na rynku, a do tego w jakiej cenie. Wizja końca horroru niewiadomej bardzo nas nęcił. Jeszcze bardziej kwestia sprzedawców - możliwość zaprzestania spotkań z koszmarnymi chamami w dresach na rzecz pracowników jakiegoś sklepu... To brzmiało zbyt pięknie, żeby mogło być prawdziwe. To wyglądało na pełną legalizację.
No, a wyszło gorzej niż na czarnym rynku. Kupując amfetaminę, czy piguły było przynajmniej w zarysie wiadomo, co będzie się działo, każdego pieściło dość podobnie, tak jak i podobne były nastroje następnego poranka. Z dopalaczami diabli wiedzą, to naprawdę dość duży rozrzut, że jeden czuł się fantastycznie i nie zaobserwował w ogóle skutków ubocznych, drugi miał kłopoty ze snem przez kolejny tydzień,a trzeciemu wszystkie mięśnie naciągnęło. Takich jaj nie było ze standardem, przynajmniej ja się nigdy nie załapałem.
- rozwiązanie jest banalne, ale oczywiście u nas nie ma racji bytu. Legalizacja "normalnych" narkotyków. Badania są już zrobione, szkodliwość znana, dawkowanie również. Zapakować, ojebać akcyzą, instrukcją i do aptek. Zwiększą się dochody państwa, zwiększy się bezpieczeństwo użytkowników, automatycznie odpadnie wielki dział przestępczości, skończy się karanie szesnastolatków za jointa. Ostatnio zaczęli się do tego skłaniać w Meksyku, zobaczymy co będzie. Nie wiem, czemu nikt nie wyciąga wniosków z lat "szlachetnego eksperymentu" (czyli prohibicji).
Warto też wspomnieć, że dostępne na receptę są specyfiki, które mają podobny cel działania jak narkotyki - wyciągnąć użytkownika z rzeczywistości, zmniejszyć mu odczuwanie bólu egzystencjalnego, dać przynajmniej trochę "lepszy" świat. Lekarze zapisują je na wyścigi, nierzadko traktując jako idealne rozwiązanie większości problemów. Jasne, nie będzie po tym widział takich fajnych obrazków jak po LSD i nie będzie skakał po parkiecie sześć godzin. Specyfików nielegalnych nie bierze się jednak często (zależy jak to zdefiniować, ale na pewno niecodziennie), a te na receptę owszem. Są to takie wirtualne rozważania, bo tematu u nas nie ma i szybko nie będzie. Delegalizacji dopalaczy raczej też nie, bo w końcu każdy egzemplarz kolekcjonerski jest obłożony VATem, dziś 22%, wkrótce 23%. Pogadają, dla świętego spokoju wpiszą na listę zakazanych jeden (zajmuje to około roku), opowiedzą w TVNie, że walczą o zdrowie młodzieży i na tym się wszystko skończy.
Użytkownicy zaś prowadzą badania na własną rękę, wymieniają się zdobytymi doświadczeniami i na wyścigi wpinają do klaserów kolejne zdobycze. Co jakiś czas ktoś trafia do szpitala, bo okaże się, że ma schorzenie, które słabo komponuje się z tym akurat dopalaczem. Trzeba pamiętać, że to tylko i wyłącznie jego wina - w końcu na pudełku jasno napisano, że produkt nie do spożycia przez ludzi.
Warto jednak wiedzieć, że nasi urzędnicy zajmują się sprawą pod kątem podatkowym (za Wprost 25/2010 http://www.wprost.pl/ar/198528/Fiskus-sciga-dopalacze/ ):
(...) na razie urzędnicy z II Urzędu Skarbowego w Warszawie stosują metodę, która jest równie skuteczna jak strzelanie z procy do czołgu. Do cypryjskich prawników w Nikozji trafia korespondencja po polsku. Listy z warszawskiej skarbówki opatrzone są dopiskiem, że zgodnie z polskim prawem korespondencja urzędowa musi się odbywać w języku polskim. - Dochodzenie należności od spółek na Cyprze odbywa się na zasadach tych samych jak wobec podmiotów zarejestrowanych w Polsce - informuje Mirosław Kucharczyk z Izby Skarbowej w Warszawie.
Nie chce mi sie tyle czytac ...
Mi też nie ;):)
chciało Ci się tyle pisać ? :D
zresztą co Cię obchodzi kto czym się truje ? jeden alkoholem drugi fajkami 3 dopalaczami
co cie dopalacze obchodzą ogarnij się[:-D]
Ta czlowieku komu to sie ze chce przeczytac :) i wlasnie nie bierzesz ? To sie ogarnij i nie patrz na innych co robia Biora nie biora ich sprawa ;) co to ci da jak tego zabronia ? Dalej bedzie dostepne jak inne tematy ...
też nie czytałem :)
Ale jaja! Ja też nie przeczytałem całości tekstu. To chyba specyfika dzisiejszego pokolenia miłującego flash-informacje. Wszystko, co przekracza 5 linijek tekstu po prostu omijamy, a nie dobrze. A gdzie czas na refleksje, zadumę i takie tam? [:-P]
czytam czasem jakieś długie artykuły... nawet często, ale cos co mnie interesuje, a cpunem nie bylem i nie jestem, wiec temat mnie nie dotyczy :P
http://herbo.pl/dawid-bratko/
proszę jak się można dorobić na dopalaczach :))
ale żenada!!!!!! tyle pisania
to kopiowanie ..... NIE pisanie .... hehe
nie chce mi sie ale to ci napewno pomoze
Składniki na Jajecznicę dla 2-3 osób.
* 6-8 jaj
* pęto tłustawej kiełbasy plus boczek (nie ma boczku pod ręką może być sama kiełbasa)
* 1 średnia cebula
* 1 duży lub dwa mniejsze pomidory
* ew. ząbek czosnku
* szczypiorek
* sól, pieprz, ostra i słodka papryka
* tłuszcz do smażenia (oliwa będzie chyba najlepsza)