Reklama

Mława idzie – Zambrów jedzie

19/06/2008 00:00
W latach siedemdziesiątych, po incydentach wywołanych przez kilku bezmózgowców w Mławie, KTT napisał w „Polityce” felieton zatytułowany „Mława idzie!”. Powiedzenie zrobiło swoistą karierę, można je znaleźć w różnego rodzaju leksykonach i stało się synonimem zwykłego chamstwa. Po tym, co w miniony wtorek spotkało mnie na jednej z ruchliwszych ulic Warszawy, analogiczne mogłoby się stać zawołanie: „Zambrów jedzie!”. Dla mnie w każdym razie już się stało, choć jest oczywiste, że nie można robić uogólnień na podstawie jednostkowego przypadku (ale znakomita większość mieszkańców Mławy też była i jest nadal Bogu ducha winna).

Zdarzyło się otóż, że Aleją Witosa tuż po godzinie 16-tej, gdy w całej Warszawie zaczynają tworzyć się korki, jechał przede mną, w kierunku wylotu na wschód, samochodem marki Peugeot 206 koloru niebieskiego o numerze rejestracyjnym rozpoczynającym się na litery BZA, młodzieniec z panienką. Zajęci byli sobą niezwykle, trudno chyba mówić o zgorszeniu, bo ludzie w ostatnich latach do niejednego już przywykli. Można było jednak przypuszczać, że w pewnym momencie zambrowski samochodzik zatrzyma się na jezdni na dłużej, żeby parka mogła dokończyć dzieła. Z jednej strony ich sprawa, z drugiej niekoniecznie, bo unieruchomienie jednego pasa natychmiast powoduje zamieszanie, korki i ewentualność stłuczek. I właśnie stało się. Zapaliło się zielone światło, a zambrowski samochodzik od paru ładnych sekund nie ma ochoty ruszyć. Zatrąbiłem więc krótko, co w takich sytuacjach jest rzeczą normalną, bo zdarza się, że ktoś zwyczajnie się zagapi. W każdej też takiej sytuacji (mnie również się przytrafiały) kierowca przeprasza gestem za chwilowe gapiostwo i po prostu rusza. Młodzieniec z Zambrowa (prawdopodobnie) poczuł się jednak mocno urażony, wysiadł z auta i rzucił się w moją stronę ze stekiem ordynarnych przekleństw, co zupełnie nie korespondowało z jego licem o wyglądzie cherubinka. Takiej wiązanki dawno nie słyszałem, więc powiedziałem mu, że po pierwsze nie życzę sobie przekleństw i tego, by mówił mi na „ty” (sądzę, że jestem sporo starszy od jego tatusia), po drugie zaraz wezwę patrol policji.

Incydent o tyle był dodatkowo nieprzyjemny, że wiozłem na spotkanie m.in. z marszałkami Sejmu i Senatu niezwykłego człowieka, 92-letniego weterana i bohatera wojennego z Anglii, który m.in. szkolił cichociemnych, a po wojnie przez 25 lat był głównym trenerem na uniwersytecie w Oxfordzie, Alana Mack-Maćkowiaka. Kilka lat temu miałem przyjemność zrobić o nim film dokumentalny, w tych dniach telewizyjną premierę miał film Joanny Pieciukiewicz o generale Sosabowskim, w którym Alan Mack, jako bohater m.in. spod Arnhem, gra istotną rolę. Przez kilka godzin wracał do tego incydentu, bo mu się po prostu w głowie nie mieściło, że spotka się w Warszawie z taką lekcją, jakiej udzielał nam i innym kierowcom na jezdni młodzieniec z samochodu z zambrowską rejestracją.

Aplikacja zambrow.org

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Zambrow.org




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do